Leworęczna Chwalińska nigdy nie miała olbrzymiej siły, nie posyłała asa za asem. Świetnie za to biega i potrafi się rewelacyjnie bronić, doprowadza tym rywalki do pasji, wymusza ich błędy. Pod koniec stycznia doszła do finału turnieju ITF W75 w Porto, miesiąc temu przeniosła się na mączkę. Były obiecujące spotkania w Alaminos na Cyprze i w Terrassie w Katalonii, ale tylko pojedyncze. No i zapewne dużo dający w sferze mentalnej powrót do reprezentacji Polski. Chwalińska zagrała bowiem w meczu Billie Jean King Cup w Biel ze Szwajcarią - wyszła na kort razem z Katarzyną Kawą do debla, gdy losy awansu były już rozstrzygnięte. I ustaliły wynik spotkania na 4:0. A grająca w tamtym meczu Simona Waltert, dzielnie stawiająca czoła Idze Świątek, jest w Oeiras rozstawiona z ósemką. Najpierw spokojny awans Chwalińskiej, we wtorek już większe wyzwanie. Rumunka, która była już w TOP 100 Chwalińska na portugalskiej mączce najpierw poradziła sobie z Portugalką Aną Filipą Santos (6:3, 6:3), ale to niespodzianką nie było. Rywalka dostała od organizatorów dziką kartę, popełniała sporo błędów. A tenisistka mieszkająca obecnie w Bielsku-Białej nie musiała zbyt wiele pokazać, by wywalczyć awans. Dziś jednak poprzeczka poszła już wyraźnie w górę - 22-latka wpadła na starszą od siebie o 10 lat Andreeę Mitu. Rumunka dawno temu była w czołowej setce na świecie, najwyżej na 68. pozycji, dwukrotnie wygrywała z zawodniczkami z czołowej dziesiątki: Lucie Šafářovą i Eugenie Bouchard. Ale to było blisko dekadę temu, gdy mogła jeszcze myśleć o pogoni za Simoną Halep. Przy czym w momencie startu rywalizacji w Portugalii i tak znajdowała się w rankingu o ponad 50 pozycji wyżej od Polki. Maja Chwalińska lepsza od Andreei Mitu. A to dlatego, że... była w stanie wygrać swoje gemy serwisowe Chwalińska wygrała to niecodzienne spotkanie 6:3, 7:5, ale trwało ono aż dwie godziny. Dużo było bowiem długich wymian, żadna z zawodniczek nie miała kończącego uderzenia. A jeśli któraś już decydowała się na mocniejszą i bardziej ryzykowną grę, była to Rumunka. Rzadko jednak zdarza się, by tenisistkom serwis bardziej przeszkadzał niż pomagał. To strona returnująca była zwykle górą, a to przecież może zaskakiwać. Dość powiedzieć, że Mitu w pierwszym secie nie wygrała ani jednego gema po swoim podaniu, czterokrotnie została przełamana. Sama wywalczyła trzy breaki, ale Polce w dużych bólach udało się jednak wygrać najpierw piątego, a później dziewiątego gema. Zarazem całego seta - 6:3. W drugiej partii w tym akurat względzie było niewiele lepiej: znów siedem przełamań, znów trzy na korzyść Rumunki i cztery dla Polki. Obie musiały jednak spędzić na korcie trochę więcej czasu, bo Chwalińska nie wykorzystała prowadzenia 5:3. Później jednak w bardzo długim gemie znów przełamała rywalkę na 6:5, by wreszcie zakończyć sprawę. Tyle że po kolejnej wojnie nerwów, gdy broniła dwóch break pointów na tie-breaka. Pierwszego zresztą bardzo efektownym skrótem tuż za siatkę, co powtórzyła jeszcze w kolejnej akcji. Polka awansowała więc do głównej drabinki, swoją rywalkę poznała po losowaniu - będzie nią w środę rozstawiona z dwójką Włoszka Lucrezia Stefanini. Chwalińska wygrała z nią w eliminacjach zeszłorocznego French Open, a także w styczniu tego roku w Porto. W Portugalii, ale w deblu, gra także Katarzyna Piter. Poznanianka stworzyła duet z Australijką Olivią Gadecki, w pierwszej rundzie zagrają z rozstawionymi z trójką: Holenderką Bibiane Schoofs i Kazaszką Anną Daniliną. Turniej ITF W100 w Oeiras (korty ziemne). Finał kwalifikacji Maja Chwalińska (Polska, 11) - Andreea Mitu (Rumunia, 5) 6:3, 7:5.