0:3, a potem zwrot akcji. Kanadyjski thriller z udziałem Polaka. 115 minut walki i drugi tytuł
Maks Kaśnikowski ma za sobą bardzo trudne miesiące. Polski tenisista jeszcze niedawno zbliżał się do czołowej setki rankingu ATP. Późniejsze problemy zdrowotne sprawiły, że osunął się w rankingu. W niedzielę pokazał, że ciągle potrafi wygrywać i triumfował w turnieju ITF M25 w Montrealu. Początek meczu tego zupełnie nie zapowiadał.

Maks Kaśnikowski (563 ATP) niespełna 1,5 roku temu triumfował w challengerze Enea Poznań Open 2024, a chwilę później zadebiutował w wielkoszlemowym turnieju. Polak przebrnął eliminacje do US Open, a tam w pierwszej rundzie stoczył pięciosetowy bój z Pedro Martinezem, który niestety przegrał. Początek 2025 roku rozpoczął się bardzo źle dla polskiego tenisisty. Najpierw nie przebrnął eliminacji do Australian Open, a następnie odpadał w pierwszych rundach challengerów w Lille i Glasgow. Dramat rozegrał się na turnieju ITF w Faro, podczas którego nabawił się kontuzji ręki i zniknął z touru na kilka miesięcy.
Trudne miesiące za Kaśnikowskim. Szalony finał w Kanadzie
Do gry wrócił w połowie czerwca w Poznaniu, ale nie był to już ten sam tenisista, który miał za sobą świetny 2024 roku, gdy plasował się w czołowej dwusetce rankingu ATP. Po powrocie zaliczył więcej porażek niż zwycięstw. Na początku sierpnia triumfował w turnieju ITF M25 w Koszalinie, a później znowu obniżył loty. Aż do tego tygodnia, gdzie występował w turnieju ITF M25 w Montrealu. Kaśnikowski wygrał cztery spotkania i awansował do finału, w którym jego rywalem był Taha Baadi (670 ATP).
Warszawianin bardzo źle rozpoczął pierwszego seta. Po kilku minutach przegrywał już 0:3, a następnie 1:4. Zwrot akcji nastąpił w szóstym gemie, gdy 22-latek obronił aż siedem break pointów. Chwilę później wrócił do gry i zanotował przełamanie powrotne. W dziesiątym gemie Marokańczyk miał piłkę setową, ale jej nie wykorzystał. Tak więc losy tej partii rozstrzygały się w tie-breaku. Tam pełną kontrolę miał Polak (prowadził już 6-0), który po godzinie i 23 minutach zapisał pierwszego seta na swoim koncie.
W drugim secie Kaśnikowski dokończył dzieła. W czwartym i szóstym gemie przełamał bezradnego Marokańczyka. Mecz zakończył najlepiej jak tylko mógł. Posłał asa serwisowego i sędzia po 115 minutach mógł powiedzieć "gem, set, mecz".
Kaśnikowski dzięki zwycięstwu (7:6, 6:1) zamelduje się w czołowej "500" rankingu ATP. Od poniedziałku będzie występował w turnieju challenger w Drummondville. W pierwszej rundzie zmierzy się z Niemcem Maxem Wiskandtem.












