Droga Huberta Hurkacza do 1/8 finału turnieju ATP 1000 w Rzymie była wręcz zaskakująco prosta, patrząc na rywali. Na sam początek Polak mierzył się bowiem z Rafaelem Nadalem, który do stolicy Włoch przyjechał w zdawało się lepszej formie, niż to miało miejsce w Madrycie i Barcelonie. Hiszpan ewentualnym zwycięstwem nad naszym najlepszym zawodnikiem miał udowodnić tenisowemu światu, że jest już gotowy do rywalizacji na absolutnie najwyższym światowym poziomie. Świątek wprawiła Keys w osłupienie. Taki moment, takie zagranie, szaleństwo Trzeba jednak przyznać, że Hurkacz nawet przez chwilę nie dał jednemu z największych tenisistów w historii szansy na to, aby ten pomyślał, że może naszego gwiazdora pokonać. Nadal miał swoje okazje na przełamanie, ale żadnej z nich nie wykorzystał, bo zwykle Hubertowi pomagał serwis. Z kolei Polak, gdy dostawał okazję na odebranie serwisu wielkiemu rywalowi, to zwykle z niej korzystał. To sprawiło, że wrocławianin wygrał 6:1, 6:3 i sprawił w jakimś stopniu niespodziankę. Wycieńczający mecz Hurkacza. Wielki powrót Zwycięstwo z Nadalem było przepustką do meczu 3. rundy imprezy, a tam na Polaka czekał już Argentyńczyk Tomas Martin Etcheverry, który akurat na nawierzchni ziemnej czuje się bardzo dobrze. To spotkanie, szczególnie w pierwszym secie stało na bardzo wysokim poziomie. Druga partia toczyła się już całkowicie pod dyktando Hurkacza, co ostatecznie doprowadziło do wygranej naszego zawodnika 7:6(2), 6:2. Do 1/8 finału Polak dotarł bez straty podania, a tam czekał już kolejny Argentyńczyk - Sebastian Baez. W tym starciu już na samym początku ten stan rzeczy się zmienił. Polak w pierwszym gemie serwisowym stracił swoje podanie i musiał gonić rywala. Ta sztuka mu się udała w ósmym gemie pierwszego seta. Wówczas właściwie wydawało się, że musimy być świadkami tie-breaka. Niestety jednak w jedenastym gemie nadeszła kompletna zapaść Hurkacza, który dał się przełamać do zera i Argentyńczyk stanął przed szansą na wygranie seta. Tę okazję wykorzystał, wygrywając 7:5. Polak stanął pod ścianą. Iga Świątek przed Sereną Williams, jest teraz numerem jeden. Ależ wiadomość po zwycięstwie Drugi set rozpoczął się najgorzej, jak to tylko było możliwe. Znów bowiem Hurkacz stracił swoje podanie i ponownie Baez przełamał naszego zawodnika do zera, a następnie obronił swoje podanie. Droga do zwycięstwa dla Polaka stała się już naprawdę wyboista. Znów udało się jednak wrócić do rywalizacji. Tym razem Hurkacz przełamał swojego rywala w szóstym gemie. Tak jak w pierwszym secie wydawało się, że nie może obejść się bez tie-breaka i w tym przypadku faktycznie do niego doszło. Polak z Argentyńczykiem dotarli do 13. gema drugiego seta, a tam wydarzyć mogło się wszystko, ale tendencja wskazywała raczej na naszego zawodnika. Trudno powiedzieć, żeby tę "dogrywkę" ktoś wygrał, to raczej Baez ją przegrał, bo swoimi prostymi błędami pozwolił Polakowi na zdobycie przewagi, którą wrocławianin już utrzymał i wygrał tie-breaka do czterech. Dzięki temu nasz zawodnik wrócił do tego spotkania, choć po pierwszych czterech gemach drugiej partii nic tego nie zapowiadało. Trzeci set rozpoczął się zupełnie inaczej, niż dwa poprzednie, a więc niespodziewanie bez przełamań. Obaj panowie mieli już pełną świadomość tego, jaka jest stawka tego pojedynku. W piątym gemie trzeciej partii doszło do załamania gry Baeza, który stracił swoje podanie i w tamtym momencie Hurkaczowi pozostało już "tylko" bronić swój serwis, Polak był o krok od ćwierćfinału. Od momentu przełamania Polak wszedł jednak na zdecydowanie wyższy poziom, co sprawiło, że Baez miał jeszcze większe trudności. Tych nie udało się przezwyciężyć i Polak wygrał 6:4, dzięki czemu zapewnił sobie awans do czołowej ósemki imprezy.