Hubert Hurkacz powrócił do rywalizacji po kontuzji znacznie szybciej niż wskazywało na to większość lekarzy. Po niecałym miesiącu rehabilitacji znów mogliśmy zobaczyć Polaka w gronie najlepszych tenisistów świata. Początkowo wrocławianin miał rozegrać swój mecz drugiej rundy ATP Masters 1000 w Montrealu już w czwartek czasu lokalnego, ale tuż po rozgrzewce rozpadało się na dobre i razem z Thanasim Kokkinakisem musieli poczekać na swój pojedynek aż do... soboty. Dało się zauważyć, że nasz zawodnik nie jest jeszcze w 100% pewny w swoich ruchach po korcie, potrzebował czasu na znalezienie rytmu. Jak to zwykle w bywa w jego potyczkach z Australijczykiem, doszło do bardzo zaciętej batalii. Wszystko zwieńczył tie-break w trzecim secie. Cieszył fakt, że to szósta aktualnie rakieta świata wytrzymała lepiej samą końcówkę. Hurkacz wygrał 4:6, 6:3, 7:6(6) i zameldował się w kolejnej fazie, gdzie czekał na niego już Arthur Rinderknech. Hubert nie dostał zbyt wiele czasu na odpoczynek. Panowie wyszli na kort około 3,5 godziny po zakończeniu polsko-australijskiego pojedynku. Kolejne trzysetowe starcie Hurkacza. Zacięta walka o ćwierćfinał ATP Masters 1000 Wrocławianin słabo wszedł w pojedynek z Francuzem. Już na starcie dał się przełamać i został zmuszony do pogoni za wynikiem. Polak miał okazję na wyrównanie stanu pierwszego seta na 2:2, ale break point uciekł i rywal powrócił do dwugemowej przewagi. Niewiele brakowało, a po chwili Rinderknech prowadziłby już z podwójnym przełamaniem. Zacięty gem trafił jednak na konto Hurkacza, przez co nadal trzymał kontakt z przeciwnikiem. Problem polegał jednak na tym, że Arthur pewnie utrzymywał własne podania do końca partii. Ostatecznie premierowa odsłona zakończyła się rezultatem 6:4 dla niżej notowanego tenisisty. Podobnie jak w starciu z Kokkinakisem, drugi set potoczył się już lepiej dla wrocławianina. Pilnował własnego podania, a w ósmym gemie w końcu doczekał się okazji na przełamanie. Pierwsze dwie w dobrym stylu obronił rywal, ale przy trzeciej Hubert dopiął już swego i wyszedł na prowadzenie 5:3. Po chwili serwował po doprowadzenie do decydującej partii. Zrobiło się nerwowo, przeciwnik miał 30-0. Wtedy nasz reprezentant uruchomił swój największy atut, czyli serwis i wygrał cztery akcje z rzędu. 6:3 i otrzymaliśmy trzeciego seta. Po kilku minutach zawodnicy wznowili rywalizację, ale rozegrali tylko trzy akcje. Przy stanie 15-30 z perspektywy serwującego Rinderknecha mecz został przerwany z powodu opadów deszczu. Po około 90 minutach oczekiwania tenisiści wrócili na kort. Końcówka pierwszego gema trzeciej partii potoczyła się po myśli Hurkacza. Wrocławianin wygrał dwa punkty z rzędu i wyszedł na prowadzenie z przełamaniem. Przy break poincie nie do końca rozgrzany rywal popełnił podwójny błąd serwisowy. Niestety, nasz reprezentant nie był w stanie potwierdzić wypracowanej przewagi. Po chwili zrobiło się 1:1, a to nie był koniec problemów Huberta. Rinderknech miał nawet break pointa na 3:1, ale tym razem Polakowi udało się oddalić zagrożenie. Gdy obaj złapali już odpowiedni rytm, w dziewiątym gemie nastała kolejna przerwa z powodu deszczu. Tym razem Panowie wrócili na kort po około 30 minutach, ale przy zdecydowanie bardziej zaawansowanej fazie spotkania. Na tablicy wyników widniał bowiem rezultat 4:4. W dodatku Polak znów prowadził 30-15 przy podaniu przeciwnika. Arthur ponownie słabo wznowił mecz. Stracił serwis i przy stanie 5:4 Hurkacz podawał po wygraną. Tym razem sytuacja potoczyła się inaczej niż na starcie partii. Szósty zawodnik rankingu wykorzystał swój największy atut i po chwili zakończył długą batalię wynikiem 4:6, 6:3, 6:4. W ćwierćfinale ATP Masters 1000 w Montrealu zagra z Alexeiem Popyrinem. Australijczyk pokonał w trzeciej rundzie zmorę Polaka - Grigora Dimitrowa. Niżej notowany zawodnik obronił w sumie trzy meczbole w drugim secie i przechylił szalę na swoją korzyść, wygrywając 4:6, 7:6(5), 6:3. Otwiera się zatem znakomita szansa przed wrocławianinem, by już w pierwszym występie po kontuzji dotrzeć do półfinału ważnego turnieju. Spotkanie z Popyrinem w niedzielę o godz. 20:00 czasu polskiego.