Hurkacz jest jednym z bardziej pokrzywdzonych zawodników pierwszego tygodnia zmagań w turnieju głównym w kompleksie Rolanda Garrosa. Już w meczu poprzedniej rundy z Brandonem Nakashimą nasz najlepszy singlista był "pod prądem" aż przez 30 godzin. Tyle bowiem upłynęło czasu od rozpoczęcia spotkania z Amerykaninem do jego rozstrzygnięcia. Sprawne rozegranie spotkania storpedowała pogoda, która jest największym przekleństwem zawodników i organizatorów od kilku dni. Hubert Hurkacz drobiazgowo streścił nam pięciogodzinny "reset" A nasz reprezentant miał o tyle większego pecha, że był najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem, który w trzech pierwszych meczach nie dostąpił przywileju wyznaczenia do gry pod dachem. Zaczął od kortu numer 7, a dwa następne spotkania rozgrywał wprawdzie na uroczym, zlokalizowanym w oranżerii i otoczonym z każdej strony szklarniami korcie Simonne Mathieu, ale bez zadaszenia. Dopiero piętrzące się perturbacje z rozegraniem pojedynku w 1/16 finału z Shapovalovem sprawiły, że organizatorzy postanowili "awansować" jego dokończenie na kort Suzanne Lenglen. Dziennikarz Interii zapytał Hurkacza, czy odczuwał niezrozumienie dla tej sytuacji. - Liczyłem, że jeśli jestem wysoko rozstawiony, to nie będzie padł deszcz - najpierw zażartował nasz zawodnik, a następnie dodał. - Cóż, na pewno jeszcze było dużo spotkań do rozegrania, też występowało trochę Francuzów. A ja grałem powiedzmy na trzecim największym korcie, który jest świetnym i bardzo przyjemnym miejscem, ale w deszczu niestety nie da się na nim rozgrywać spotkań - wyrozumiale podszedł do sprawy. Na wstępie Hurkacz wzbudził salwę śmiechu, gdy poproszony w angielskiej części konferencji, by szczegółowo spróbował opisać co robił w ciągu ostatnich kilku godzin i dwóch dni w związku z notorycznym wstrzymywaniem meczów, zaczął sypać najmniejszymi detalami. Hurkacz: Mam nadzieję, że w przyszłym roku zrobią tu hotel. Byłoby łatwiej - Wiem, że jutro musisz te czynności wykonać ponownie, ale masz gwarancję gry na korcie z dachem - dodał reporter, a Hubert na to: - O tym też im mówiłem - i znów szeroko się uśmiechnął. Następnie wyliczył, że to w zasadzie cztery kolejne doby, gdy dzień zaczynał o godzinie 8, maksymalnie o godz. 10 i musiał pozostawać w ciągłej gotowości do późnego wieczora. - Mam nadzieję, że w przyszłym roku zrobią tu hotel. Byłoby łatwiej - dołożył "do pieca" Hurkacz, a jego humor był najlepszym dowodem, że ósmego tenisistę świata naprawdę niewiele rzeczy jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Artur Gac, Paryż