Hubert Hurkacz na początku sierpnia zameldował się na szóstej pozycji w rankingu ATP, co było jego życiowym osiągnięciem. Polak długo nie nacieszył się tym imponującym wynikiem, bo już w kolejnym zestawieniu był klasyfikowany "oczko" niżej. Przez cały sierpień utrzymywał się jednak na siódmym miejscu i był na dobrej drodze do tego, by również we wrześniu obronić pozycję. Niestety, wrocławianin szybko, bo już na etapie drugiej rundy, pożegnał się z tegorocznym US Open. Porażka z Jordanem Thompsonem mogła okazać się brzemienna w skutkach, ale nie musiała, ponieważ wiele zależało od tego, jak spiszą się rywale Polaka. A gdy kolejni wysoko notowani tenisiści odpadali z nowojorskich zmagań, wydawało się, że Hurkacz obroni siódme miejsce w rankingu. Ostatnim zawodnikiem, który zagrażał Hurkaczowi, był Taylor Fritz. Gdy Amerykanin wygrał w półfinale ze swoim rodakiem Francesem Tiafoe, zagwarantował sobie również awans na siódme miejsce w rankingu ATP. I chociaż w finale przegrał z Jannikiem Sinnerem, to przed startem turnieju rangi 500 w Tokio z identyczną liczbą punktów co Hurkacz znajdował się na dobrej pozycji, by wysokie miejsce obronić. Kapitalny wynik dla Huberta Hurkacza. Półfinalista US Open wyeliminowany ATP Tokio. Taylor Fritz odpada, szansa dla Huberta Hurkacza Fritz do zmagań w stolicy "Kraju Kwitnącej Wiśni" przystąpił bowiem rozstawiony z jedynką i jako jeden z faworytów. Finalista US Open zaliczył jednak poważną wpadkę, bo przegrał już w pierwszej rundzie z Arthurem Filsem (4:6, 6:3, 3:6). Tym samym nie powiększy swojego dorobku punktowego, co otwiera szansę przed Hurkaczem. Polak w pierwszej rundzie nie bez problemów, ale pokonał Marcosa Girona, a o ćwierćfinał zagra z Jackiem Draperem. Jeśli 27-letni wrocławianin wygra, zagwarantuje sobie 50 dodatkowych punktów i w kolejnym zestawieniu wyprzedzi Fritza. Hurkacz w Tokio może zresztą powiększyć swój dorobek do aż 4510 "oczek" - tyle pojawi się na jego koncie, o ile wygra całą imprezę. Szósty w rankingu Andriej Rublow ma obecnie 4645 punktów. Szalony mecz w Pekinie, ponad cztery godziny na korcie. A na horyzoncie Sabalenka