Wojciech Fibak był w szczytowym momencie swojej kariery dziesiątym zawodnikiem rankingu ATP, Jerzy Janowicz do tej dziesiątki się zbliżał, ale nigdy w niej nie znalazł. Hurkacz zaś od kilku lat jest w tej ścisłej czołówce, ale aż do tego roku szczytem jego możliwości było wspięcie się na dziewiątą lokatę. Ósemkę przy swoim nazwisku zobaczył po Australian Open, na siódemkę szansę miał kilka razy. Zawsze jednak brakowało tej odrobinki szczęścia, z tyłu atakowali też rywale. Aż w końcu Polak dopiął swego: w najbliższy poniedziałek będzie siódmą rakietą świata, dziś w wirtualnym rankingu wyprzedził Caspera Ruuda. Nikt z tyłu zaś go już nie przeskoczy, w czwartek tę szansę stracił Stefanos Tsitsipas. A jeśli Polak wygra cały turniej w Halle, jego oddech poczuje już Andriej Rublow, Rosjanin będzie miał zaledwie 15 punktów przewagi. Marcus Giron ćwierćfinałowym rywalem Huberta Hurkacza w Halle. Polak był zdecydowanym faworytem Rublow też startował w Halle, ale z turnieju dość nieoczekiwanie wyrzucił go Amerykanin Marcus Giron, wygrał 6:4, 7:6. Niespełna 31-letni Amerykanin też stanął dzisiaj przed życiową szansą, pokonanie Polaka i awans do półfinału również i w jego przypadku oznaczał rekordowy awans w karierze, do tej pory było to 44. miejsce. Nigdy jakoś specjalnie nie błyszczał w tourze, w tym roku jedyne godne uwagi wyniki osiągał w mniejszych turniejach, głównie rangi ATP 250, na dodatek z Hurkaczem miał ujemny bilans. Spotkali się trzy lata temu w Wimbledonie, Polak triumfował dość łatwo. I dziś też wiele wskazywało na to, że wrocławianin szybko załatwi sprawę i zacznie przygotowania do półfinału. Wygrał trzy pierwsze gemy, w czwartym miał aż trzy break pointy, które pewnie by rozstrzygnęły seta. Polak tworzył przewagę sytuacyjną, dobiegał bliżej siatki, kończył akcje wolejami. To się mogło podobać. W ostatnim gemie przed pierwszą zmianą piłek Hurkacz dał się jednak przełamać. Nie z uwagi na jakąś radykalną zmianę w postawie Amerykanina, ale przez swoje błędy. Giron uwierzył, że jeszcze w tym pierwszym secie może coś zdziałać, poszedł za ciosem. Zlikwidował przewagę Polaka, nie pozwolił mu się znów rozpędzić, popełniał mniej błędów. No i tak doszło do tie-breaka, czyli momentu, w którym doświadczenie Polaka powinno wziąć jednak górę. Dla "Hubiego" był to już 40. w tym sezonie trzynasty gem w secie, dla Girona - dopiero dziesiąty. I rzeczywiście: Polak wygrał po raz 24. w tym roku tie-breaka, Amerykanin przegrał po raz ósmy. Kluczowe były dwa momenty, najpierw dziewiąty punkt, w którym Polak wyszedł z głębokiej defensywy i zaskoczył rywala mocnym atakiem. A później jedenasty, dający miniprzełamanie i piłkę setową. Tę zaś Polak rozstrzygnął mocnym serwisem. Drugi set "do pierwszego przełamania". Aż w końcu udało się to Hurkaczowi. Polak szansy nie zmarnował Jeśli w pierwszym secie sporo było zaciętych gemów, aż dziewięć okazji do przełamań z obu stron, to w drugim sytuacja się już zmieniła. Serwujący wygrywali łatwo, a nawet jak Polak stracił w szóstym gemie trzy punkty z rzędu, to za chwilę załatwił sprawę dwoma asami. Trzeba było więc czekać na jakiś przełom, a żaden z nich nie zamierzał odpuszczać. Amerykanin popełniał niewiele błędów, ale przecież zawsze Hurkaczowi pozostawał jeszcze... tie-break. Polak jednak stworzył sobie tę jedną jedyną okazję, w dziewiątym gemie. Kapitalnym bekhendem wzdłuż linii, Giron nie był w stanie dobiec do piłki. A za chwilę break pointa zamienił na breaka, znów dzięki swojej aktywnej grze. Później dokończył dzieła, asem, wygrał 7:6, 6:4. - Zagraliśmy dwa bardzo zacięte sety z Marcosem Gironem. Miałem w pierwszym secie okazję, aby wyjść na prowadzenie z przewagą dwóch przełamań, ale wtedy Marcos zagrał kilka naprawdę bardzo dobrych piłek i gra od tego momentu bardzo się wyrównała, on zagrał na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Cieszę się, że ostatecznie udało mi się znów awansować do półfinału w Halle, bo zagrałem bardzo dobre spotkanie - powiedział po meczu Hurkacz. Rywalem Polaka w półfinale będzie triumfator pojedynku Niemca Alexandra Zvereva z Francuzem Arthurem Filsem.