Hubert Hurkacz nie zamierzał się zatrzymywać. Mimo że grał do samego końca w Szanghaju i osiągnął tam wielki sukces, zdobywając tytuł, zdecydował się na grę także w Tokio. Dzięki wygranej w chińskim tysięczniku zbliżył się mocno w rankingu ATP Race do będącego na 8. lokacie Duńczyka - Holgera Rune. Notowany na 11. miejscu w tym zestawieniu wrocławianin miał już tylko 335 pkt straty i mógł realnie włączyć się do walki o udział w Nitto ATP Finals. Przed reprezentantem Polski była teoretycznie szansa na zgarnięcie jeszcze co najmniej 2000 pkt do rankingu, bowiem zdecydował się na start w turniejach: ATP 500 w Tokio, ATP 500 w Bazylei i ATP Masters 1000 w Paryżu. Wszystkie karty leżały zatem w rękach 26-latka, a kolejnym przystankiem miały być właśnie zmagania w stolicy Japonii. W pierwszej rundzie los nie okazał się zbyt łaskawy, bo Hurkacz trafił na Chińczyka - Zhizhena Zhanga. Panowie rywalizowali ze sobą w Szanghaju w walce o ćwierćfinał. Wówczas górą okazał się oczywiście Polak, ale zwycięstwo nie przyszło łatwo. Hubert wygrał dopiero po tie-breaku trzeciej partii. Teraz był jednak zupełnie inny dzień i też ciężko było przewidzieć, jak potoczą się losy pojedynku. Nasz reprezentant miał prawo odczuwać trudy turnieju w Szanghaju i podróży do Tokio, nie miał też zbyt wiele czasu na aklimatyzację, a chociażby po przykładzie Igi Świątek widzieliśmy, jak diametralnie różniły się warunki w stolicy Japonii od tego, co można było doświadczyć w chińskich tysięcznikach. Tokijski klimat nie sprzyjał Polce, a w Pekinie było już zupełnie inaczej. Byliśmy zatem ciekawi, jaki wpływ mogą mieć te wszystkie czynniki na rywalizację Huberta Hurkacza z Zhizhenem Zhangiem. W dodatku Chińczyk tym razem nie występował przed własną publicznością, więc w teorii nie mógł liczyć na aż taki doping jak w Szanghaju. Nieudany początek i świetny powrót na wagę wygranej Hurkacza w pierwszej partii Mecz od własnego podania rozpoczął Hubert Hurkacz. Niestety, spotkanie rozpoczęło się bardzo źle dla Polaka. Już w pierwszym gemie rywal otrzymał break pointy i przełamał serwis wrocławianina do 15. Potem Zhang podwyższył prowadzenie i mieliśmy już 2:0. Po chwili nasz najlepszy tenisista otworzył swoje konto w tym meczu, ale Chińczyk nie odstawał i pewnie wygrał gema przy własnym podaniu bez straty punktu. Po chwili Hurkacz ruszył do ataku. Najpierw odrobił część strat za pomocą swojego serwisu, a potem przełamał rywala i zrobiło się 3:3. Polak wykorzystał słabszy moment rywala i dzięki temu wrócił do gry w pierwszym secie. Potem dorzucił jeszcze gema przy własnym podaniu i po raz pierwszy w tym meczu objął prowadzenie. Nie przyszło to jednak łatwo, bo Hubert musiał bronić dwóch break pointów, ale nasz reprezentant wydatnie pomógł sobie serwisem w krytycznym momencie. Później wrocławianin ponownie nacisnął przy serwisie Chińczyka. Skutek okazał się bardzo pozytywny. Agresywne returny sprawiły sporo kłopotów Zhangowi i w efekcie dostaliśmy kolejne przełamanie na korzyść Hurkacza. W tym momencie Hubert serwował po wygraną w pierwszej partii. Rozegrał perfekcyjnego gema, wygrywając go do zera. Polak zapisał inauguracyjnego seta na swoje konto wynikiem 6:3. Widać było, że nasz zawodnik rozgrzał się już na dobre i wszedł w rytm meczowy. Nieoczekiwany powrót Chińczyka w drugiej partii Drugi set rozpoczął się najlepiej jak mógł dla Polaka. Na dzień dobry przełamał serwis rywala do 30, a potem poprawił sytuację przy własnym podaniu i mieliśmy 2:0 dla Huberta. W tym momencie Hurkacz był na fali - wygrał 7 gemów z rzędu i miał wszystkie karty w swoim rękach. W tym momencie wystarczyło już teoretycznie wygrywać tylko gemy przy własnym podaniu. Niestety, przy stanie 3:2 dla wrocławianina pojawił się trochę słabszy gem przy serwisie Huberta i w konsekwencji doszło do przełamania powrotnego na korzyść Chińczyka. Potem jeszcze jeden gem powędrował na konto Zhanga i mieliśmy jego pierwsze prowadzenie w drugiej partii. Zhizhen ożywił się i poczuł, że jeszcze może nawiązać walkę z Polakiem w tym spotkaniu. Na szczęście Hurkacz przerwał passę wygranych gemów z rzędu przez rywala i zrobiło się 4:4. Chińczyk potem jednak zdobył punkt przy własnym podaniu i przerzucił presję utrzymania serwisu na stronę 26-latka z Polski. Początkowo dziesiąty gem układał się po myśli Huberta. Wyszedł na prowadzenie 30-0 i wydawało się, że spokojnie zapisze gema na swoje konto. Niestety, doszło do stanu równowagi, a rywal otrzymał break pointy na wagę wygrania seta. Jeden z nich udało się wykorzystać. Zhang wyraźnie docisnął Polaka agresywnymi returnami i to spowodowało ogromne problemy Huberta. W konsekwencji Zhizhen wygrał drugą partię 6:4, wracając ze stanu 1:3. Można powiedzieć, że odwdzięczył się Hubertowi podobnym scenariuszem, jaki przydarzył się w pierwszej partii - wówczas to Hurkacz wrócił ze stanu 1:3 na 6:3. Kolejne starcie zakończone tie-breakiem Początek decydującego seta to pewnie wygrane gemy przez serwujących. Pierwsze większe kłopoty pojawiły się dopiero w szóstym gemie. Wówczas Chińczyk prowadził 30-0 przy podaniu wrocławianina, ale na szczęście od tego Hubert wygrał cztery punkty z rzędu i zapisał gema na swoje konto. Podbudowany wyjściem z trudniej sytuacji Polak ruszył do ataku w kolejnym gemie. Hurkacz otrzymał łącznie trzy szanse na przełamanie, ale każdą z tych okazji świetnie bronił na własnych warunkach Zhang. W konsekwencji wrocławianin ponownie musiał gonić wynik w trzecim secie. Chociaż zrobiło się 15-30 przy serwisie naszego zawodnika, to kolejne punkty powędrowały do 11. tenisisty świata. Chińczyk jednak nie odpuszczał, przez co przy stanie 5:4 dla Zhizhena, Hubert musiał ratować się przed przegraną. Na szczęście dość pewnie utrzymał własne podanie i przerzucił presję na stronę rywala. Potem Panowie dołożyli jeszcze po jednym gemie i o losach pojedynku - tak jak podczas ich starcia w Szanghaju - decydował tie-break. Niestety, widać było, że Polak zaczął fizycznie cierpieć i odczuwać trudy meczu oraz ostatnich rywalizacji. W konsekwencji najważniejsza rozgrywka od początku układała się po myśli rywala, który wygrał trzecią partię 7:6(4). Mecz pierwszej rundy ATP 500 w Tokio: Hubert Hurkacz (Polska) - Zhizhen Zhang (Chiny) 6:3, 4:6, 6:7(4)