Turniej ATP 250 jest ostatnim przed rozpoczęciem Wielkiego Szlema na kortach w Paryżu. To właśnie w Szwajcarii część graczy poszukiwała pewności siebie i formy przed rywalizacją na kortach Rolanda Garrosa. Największą gwiazdą tej imprezy niespodziewanie stał się Novak Djoković, który do Genewy przyleciał w słabej formie z serią kilku porażek z rzędu. Djoković jeszcze nie wyszedł na kort, a Hurkacz już w finale. Wielka chwila Polaka Nie tylko obecność Serba sprawiała, że obsada tego turnieju niższej rangi mogła robić wrażenie. Oprócz byłego lidera rankingu ATP w Szwajcarii pojawili się bowiem: Taylor Fritz (czwarty gracz świata), Tomas Machac, Karen Kaczanow, czy najważniejszy z polskiej perspektywy Hubert Hurkacz. Jeśli Djoković w Genewie szukał odbudowy dyspozycji, to w przypadku Polaka chodziło o potwierdzenie, że forma rośnie. Djoković - Hurkacz w finale. Hitowy mecz w Genewie W turnieju ATP 1000 w Rzymie "Hubi" wypadł bardzo dobrze, odpadając dopiero w ćwierćfinale. W Szwajcarii radzi sobie jeszcze lepiej, bo już w piątkowe popołudnie zapewnił sobie awans do finału turnieju, pokonując w znakomitym stylu Sebastiana Ofnera. Zdecydowanie większe wrażenie zrobiło jednak ćwierćfinałowe zwycięstwo właśnie z Fritzem. Polak w spokoju mógł więc czekać na to, co wydarzy się na korcie w trakcie drugiego półfinału, w którym mierzyli się ze sobą Novak Djoković oraz Cameron Norrie. Początek meczu wskazywał nawet minimalnie na Brytyjczyka. Djoković nie miał pomysłu, jak sprawić, że mocno specyficzny sposób grania Norrie'ego w końcu przestanie tak dobrze funkcjonować. Wszystko zmieniło się w piątym gemie. Już wtedy Serb wypracował sobie szanse na przełamanie, ale ich nie wykorzystał. Przy następnej okazji już się jednak nie pomylił. Djoković pierwszy raz przełamał Norrie'ego tuż przed zmianą piłek, a Brytyjczyk nie znalazł na to odpowiedzi i pierwszą partię przegrał 4:6. Druga partia zaczęła się podobnie, jak ta pierwsza, ale tym razem moment słabości pojawił się u Novaka Djokovicia, który wyrzucił kilka prostych piłek i tym samym otworzył furtkę do przełamania dla Brytyjczyka. Ten skrzętnie swoją okazję wykorzystał i zabrał rywalowi serwis przy stanie 2:1, wychodząc na prowadzenie 3:1. Przy stanie 5:2 Norrie miał kolejną szansę na przełamanie, a co za tym idzie zamknięcie seta, ale Djoković znakomicie wybronił się serwisem. Wielki hit w Roland Garros odwołany. Mistrzyni WTA 500 była na ścieżce Świątek Z kolei Brytyjczyk bardzo pokpił sprawę przy swoim podaniu na seta i przy trzeciej okazji Serb przełamał rywala, wracając do seta i otwierając sobie szansę na dwusetowe zwycięstwo. Doszło więc do tie-breaka, w którym mocniejsze karty w ręku zdawał się mieć Djoković. Tę tenisową dogrywkę lepiej rozpoczął jednak Brytyjczyk, który szybko zapewnił sobie mini-przełamanie, ale równie błyskawicznie Serb straty odrobił. Kolejny błąd w tym tie-breaku należał do Norrie'ego. Przy stanie 4:4 Brytyjczyk wyrzucił z pozoru prosty forehand za linię końcową, a to sprawiło, że pierwszy raz w tym secie Djoković wyszedł na prowadzenie. Ten stan nie trwał jednak długo. Serb przy swojej akcji serwisowej zagrał fatalnego dropszota i znów wróciliśmy do stanu równowagi pod względem braku przełamań. To pojawiło się przy stanie 7:6 dla Brytyjczyka. Norrie bardzo sprytnie ustawił się do drugiego podania Serba, a jego rywal wyrzucił piłkę na aut, co doprowadziło do wygrania drugiej partii przez nierozstawionego 29-latka. Trzecia - decydująca partia rozpoczęła się w najlepszy możliwy sposób dla Djokovicia. Serb najpierw bowiem błyskawicznie wygrał swoje podanie, a potem przełamał Norrie'ego i obronił kolejnego gema serwisowego, wychodząc na prowadzenie 3:0 po ledwie kilku minutach. Kolejne gemy były zdecydowanie bardziej wymagające, ale górą wychodził z nich Djoković, który wytrzymywał nawet te najbardziej intensywne wymiany, co ostatecznie pozwoliło mu na kolejne przełamanie i zwycięstwo 6:1 w trzecim secie. To właśnie Serb w sobotę zagra z Hubertem Hurkaczem o swój setny tytuł w karierze.