Hubert Hurkacz od kilku lat jest zawodnikiem balansującym na granicy końca pierwszej dziesiątki światowego rankingu ATP, ale dopiero niedawno, po ćwierćfinale w Australian Open, pierwszy wskoczył na ósme miejsce. Był to też efekt bardzo dobrej końcówki poprzedniego sezonu, z wygranym Mastersem w Szanghaju, ale też dobrymi występami w Bazylei i Paryżu. Jego strata do siódmego Holgera Rune była minimalna, Polak mógł już wyprzedzić rywala w ostatnich tygodniach. Trochę jednak brakowało skuteczności w Rotterdamie czy Dubaju. Z roku na rok coraz gorzej, Hurkacz coraz szybciej żegna się z Kalifornią. Jest jeden pozytyw Hurkacz był jednak ósmy, a to istotne - gwarantuje bowiem, że dopiero w ćwierćfinale największych turniejów może trafić na gwiazdy z czołówki. Jak choćby w Indian Wells, gdzie do gry zgłosili się wszyscy najlepsi - najwyżej notowanym nieobecnym był 30. na liście ATP Argentyńczyk Tomás Martín Etcheverry. Polak, dzięki swojemu rankingowi, nie musiał też grać w pierwszej rundzie, za to w drugiej spotkała go przykra niespodzianka. Przegrał bowiem z 37-letnim Gaëlem Monfilsem, pierwszego seta do zera. A taka wpadka nie przytrafiła mu się od listopada 2021 roku, gdy w Mastersie w Paryżu 0:6 uległ w jednej partii Novakowi Djokoviciowi. Wtedy też odpadł po trzysetowym pojedynku, tak jak obecnie w Indian Wells. Bolało to tym bardziej, że "Hubi" zaliczył najgorszy występ w Kalifornii w karierze - w 2019 roku w Indian Wells przegrał dopiero piąty mecz (z Rogerem Federerem w ćwierćfinale), w 2021 roku czwarty (z Grigorem Dimitrowem w ćwierćfinale), w 2022 roku trzeci (z Andriejem Rublowem), a rok temu - drugi (z Tommym Paulem). Z każdym sezonem jest coraz gorzej, ale - ku pocieszeniu - w 2025 roku regresu już nie będzie. Zresztą taką obietnicę złożył Hurkacz. W swoich mediach społecznościowych podziękował kibicom za doping i zapowiedział, że wróci by... spędzić z nimi więcej czasu. Ruszyła pogoń za Hubertem Hurkaczem, każdy chce wykorzystać jego wpadkę. Jest pierwszy "wygrany" W kolejnym Mastersie w Miami Polak też może jeszcze liczyć na ósemkę w drabince, na Florydzie też wystąpi cała czołówka, ale później ta sytuacja już się zapewne zmieni. Już jest bowiem pewne, że w kolejnym notowaniu Hurkacz nie obroni swojej pozycji - po rywalizacji w Indian Wells wyprzedzi go na pewno Casper Ruud. Norweg w środę powalczy o ćwierćfinał z... Monfilsem. To nie jest jednak jedyna zła informacja dla wrocławianina. Minimalną stratę do Polaka ma też Alex De Minaur - może wyprzedzić Hurkacza w rankingu już dziś wieczorem, warunkiem jest jednak pokonanie Alexandra Zvereva. Patrząc na formę Australijczyka, nie jest to wcale nierealne, niedawno wygrał spory turniej w Acapulco, ma serię siedmiu kolejnych wygranych. Nieco więcej potrzebne jest za to, by Hurkacz wypadł poza pierwszą dziesiątkę - szansę wyprzedzenia go mają jeszcze bowiem: Stefanos Tsitsipas, Grigor Dimitrow i Taylor Fritz. Najbliżej jest tu Grek, on potrzebuje dwóch wygranych spotkań: najpierw z Jiřím Lehečką, później z lepszy z pary: Ben Shelton/Jannik Sinner. Jedno jest pewne: aby utrzymać się w ścisłej czołówce przed niezbyt lubianą przez Polaka serią turniejów na ziemi, Hurkacz musi znacznie lepiej zaprezentować się w Miami.