Już w pierwszym gemie serwisowym Martona Fucsovicsa doszło do break pointu, który jednak został ostatecznie obroniony. Był to jednak zwiastun kluczowego przełamania, które nastąpiło kilka minut później. Frances Tiafoe wyszedł dzięki temu na prowadzenie 3:1 i kontrolował wydarzenia na korcie do samego końca seta. Węgier nie dostał od niego choćby jednej szansy na odłamanie, nie było nawet równowagi. W drugiej partii sytuacja była klarowna. Obaj zawodnicy skupili się na podtrzymaniu serwisu i nie było mowy o nawet jednym break poincie. Amerykanin miał w tej odsłonie rywalizacji 91 procent wygranych punktów po pierwszym serwisie, a jego oponent - 95 proc., w tym osiem asów. Niepokój o Igę Świątek? Pojawiły się wątpliwości. Eksperci przewidują kłopoty Frances Tiafoe w finale w Stuttgarcie. Co za zwrot akcji w drugim secie O rozstrzygnięciu musiał zadecydować więc tie-break, który wynagrodził kibicom nudny przebieg seta. Szybko na 2-0 i 4-1 "wyszedł" Fucsovics, jednak przewaga jednego breaka nigdy nie jest pokaźną zaliczką i za chwilę zrobiło się 4-4. Tiafoe jednak "podłączał do tlenu" swojego rywala raz po raz, dzięki czemu 86. tenisista światowego rankingu miał aż sześć piłek setowych, w tym trzy przy własnym podaniu. Nie wykorzystał jednak żadnej z nich, co wydaje się wręcz niewiarygodne. Nagle to Amerykanin wyszedł po raz pierwszy na prowadzenie. Na tablicy widniał wynik 12-11. Fucsovics miał dwie akcje serwisowe dla siebie, ale nie zachował zimnej krwi i przegrał cały mecz, żegnając się ze Stuttgartem na półfinale. Iga Świątek goni Radwańską w rankingu najbogatszych. Majątek zwala z nóg Pogromca Rafaela Nadala z czwartej rundy zeszłorocznego US Open w finale zagra z Niemcem Janem-Lennardem Struffem lub z Hubertem Hurkaczem.