Do tego sezonu Hubert Hurkacz wspomnienia z rywalizacją na mączce miał naprawdę słabe. Polak był raczej kojarzony z porażkami na tej nawierzchni ze zdecydowanie niżej notowanymi tenisistami. Ten sezon nasz zawodnik rozpoczął naprawdę dobrze, bo w turnieju rangi Wielkiego Szlema, a więc Australian Open zaprezentował się bardzo dobrze. Tam Hurkacz dotarł aż do półfinału, gdzie po pięciosetowej batalii musiał uznać wyższość utytułowanego Daniła Miedwiediewa. Niemcy piszą o meczu Igi Świątek z Angelique Kerber. I to jak! Pozostała część sezonu na kortach twardych była jednak dla Hurkacza nieudana i z pewnością bardzo chciał o niej zapomnieć. Wydawało się jednak, że przejście na "mączkę" niekoniecznie będzie najlepszym możliwym lekarstwem dla wrocławianina. W tym roku jednak Polak swoją formą na tej nawierzchni zaskakuje bardzo pozytywnie, bo zdaje się w końcu pokazywać pełnię swoich możliwości. W końcu udało się nawet wygrać turniej na "mączce", co było bardzo dobrym zwiastunem. Hurkacz gra dalej. Argentyńczyk pokonany Niezły był także występ Hurkacza w turnieju ATP 1000 w Madrycie, gdzie nasz zawodnik dotarł do 1/8 finału. W spotkaniu o ćwierćfinał przyszło mu się mierzyć z Taylorem Fritzem. Ten mecz przegrał, ale z Hiszpanii z pewnością wyjeżdżał z naprawdę dobrymi odczuciami. Następną wizytą w kalendarzu naszego najlepszego tenisisty były odwiedziny Rzymu. Tam w pierwszej rundzie Polak miał oczywiście wolny los i rywalizację w turnieju rozpoczął dopiero od pojedynku w drugiej rundzie, ale jakiego. Hurkacz w drabince trafił bowiem na Rafaela Nadala, a więc wracającego do Rzymu "króla mączki". Bardzo trudno było wyłonić faworyta przed spotkaniem, ale z racji rankingu nieco wyżej ceniony powinien być Hurkacz i swoją jakość na tle wielkiego mistrza udowodnił. Wynik 6:1, 6:3 mówi sam za siebie. Nadal się starał, ale nie udało mu się powstrzymać naprawdę dobrze grającego Polaka. Tamto zwycięstwo z pewnością z punktu widzenia mentalnego było niezwykle cenne. W trzeciej rundzie Hurkacz trafił na Argentyńczyka Tomasa Martina Etcheverry'ego. Tie-break w trzecim secie w meczu "koszmaru Świątek". Trzy godziny sensacyjnej walki W tym przypadku już na pewno to nasz zawodnik był faworytem, ale należało się spodziewać wyrównanego spotkania. Dokładnie taki właśnie był pierwszy set. Obaj panowie mieli łącznie zaledwie jedną szansę na przełamanie, ale na całe szczęście nie została ona wykorzystana, bo to Argentyńczyk mógł zabrać podanie Hurkaczowi już w pierwszym gemie. Tak się jednak nie stało, więc dobrnęliśmy do tie-breaka, w którym wrocławianin udowodnił swoją wyższość, wygrywając do siedmiu. Druga partia rozpoczęła się prawie identycznie, bo znów nasz zawodnik mógł zostać przełamany, ale ponownie udało mu się utrzymać swój serwis. W tym przypadku różnica była taka, że Argentyńczyk miał dwie szanse. Z kolei Hubert swoją pierwszą szansę w meczu na przełamanie wykorzystał doskonale i doprowadził do stanu 2:1 z przewagą po swojej stronie. Droga do zwycięstwa zrobiła się naprawdę krótka. Od tego momentu gra Argentyńczyka się posypała, a Hurkacz wykorzystywał każdą kolejną okazję, co poskutkowało pewną wygraną Polaka 6:2.