Kibice Huberta Hurkacza są przyzwyczajeni do tego, że o losach dużej części pierwszych setów jego meczów decyduje tie-break. Tak też się zanosiło w rywalizacji z Christopherem O'Connellem. Żaden z nich długo nie był w stanie przełamać rywala. Pierwsze break pointy pojawiły się dopiero w szóstym gemie, jednak Polak nie był w stanie ich wykorzystać i wyjść na prowadzenie 4:2. Nieoczekiwanie Australijczyk przegrał serwis, podając na 5:5. Szybko w gemie zrobiło się 40:15, wrocławianinowi zdecydowanie pomogła siatka, jednak wygrał seta w całkowicie "czysty" sposób, bo przeciwnik zdążył doprowadzić jeszcze do równowagi. Horror w super tie-breaku, jest finał dla Polek. Ile to nerwów kosztowało... Na początku drugiej partii sytuacja wróciła do normy. Pierwsze cztery gemy kończyły się gładko na korzyść serwującego. W kolejnych było nieco trudniej, a przed wrocławianinem otworzyła się szansa dwóch break pointów na 5:3 i potencjalne serwowanie po zwycięstwo. 74. tenisista rankingu ATP nie pozwolił sobie na tak ważną wpadkę. Zawiódł jednak ponownie na samym końcu seta - stracił serwis, mimo że prowadził w gemie 40:30. Przez to przegrał cały mecz i pożegnał się ze zmaganiami w Stuttgarcie na ćwierćfinale. Zwycięski ćwierćfinał Hurkacza w Stuttgarcie Główną bronią Hurkacza było jak zwykle własne podanie - posłał szesnaście asów serwisowych, a O'Connell - pięć. Polak był faworytem i udźwignął oczekiwania fanów. Zaprezentował się lepiej niż w poprzednich meczach. Nie zanotował żadnego podwójnego błędu, miał aż 89 proc. wygranych punktów po pierwszym serwisie. Wygląda na to, że jego forma na kortach trawiastych rośnie. Iga Świątek goni Radwańską w rankingu najbogatszych. Majątek zwala z nóg W półfinale czternasty zawodnik światowego zestawienia zmierzy się z wygranym spotkania Francuza Richarda Gasqueta i Niemca Jana-Lennarda Struffa.