Turnieje w Indian Wells i Miami doprowadziły tenisistów do części sezonu rozgrywanej na mączce ceglanej. Jej głównymi punktami w kalendarzu ATP będą zmagania w Monte Carlo, Barcelonie, Madrycie, Rzymie oraz w Paryżu. Stolica Francji w tym roku będzie areną rywalizacji nie tylko w Rolandzie Garrosie, ale także turnieju olimpijskim, stąd zawodnikom może w najbliższych miesiącach szczególnie zależeć na przystosowaniu się do kortów ziemnych. Hubert Hurkacz nie zanotował dobrych wyników w marcu - w Kalifornii odpadł już w swoim pierwszym meczu (z Gaelem Monfilsem), a na Florydzie w trzecim (z Grigorem Dimitrowem). Kwiecień zaczyna od występu na turnieju ATP 250 w Estoril, w którym jest rozstawiony z numerem drugim ("jedynkę" ma Casper Ruud). Wrocławianin zaczął imprezę w Portugalii od konfrontacji z Janem Choinskim, z którym mierzył się w drugiej rundzie zeszłorocznego Wimbledonu. Przypomnijmy, że 27-latek to Brytyjczyk o polskich korzeniach. Jego matka urodziła się w Southampton, następnie mieszkała w Londynie, po czym przeniosła swoje życie do Niemiec. Z kolei ojciec tenisisty pochodzi z Polski. Choinski przyszedł na świat za naszą zachodnią granicą i do końca 2018 roku reprezentował Niemcy. Wtedy jednak zdecydował na reprezentowanie ojczyzny matki. Biegle posługuje się językiem polskim, a jego trenerami są nasi rodacy - ojciec Andrzej oraz Paweł Strauss. Jan Choinski - Hubert Hurkacz. Tie-break w pierwszym secie Mecz zaczął się dość spokojnie - w pierwszych trzech gemach serwujący podtrzymali podanie bez żadnych problemów. Problemy u "Hubiego" pojawiły się od piątego gema - jeszcze w czwartym miał break pointa, ale kilka minut później został przełamany. Przegrywał już 2:4 i 15:40, ale nie dopuścił do kolejnej straty serwisu. Mimo to nie można powiedzieć, że grał na wysokim poziomie - widać było, że to jego pierwsze tegoroczne spotkanie na tej nawierzchni. Popełniał błędy z bekhendu, nie wychodziło mu też skracanie dystansu drop shotami czy półwolejami, które okazywały się "prezentami" dla Choinskiego. Wydawało się, że chce grać szybko, co nie jest zbyt opłacalne na kortach ziemnych, w przeciwieństwie do twardych. W końcu jednak poprawił swoją grę - przy stanie 5:4 Brytyjczyk nie był w stanie "wyserwować" wygrania seta. Hurkacz doprowadził do pięciu break pointów, w tym czterech przy grze na przewagi. Ostatniego zamienił na przełamanie powrotne (5:5). Kilka chwil później okazało się, że o losach pierwszej partii przesądzi tie-break. To niejako tradycja w meczach wrocławianina - ten mecz był dziesiątym z rzędu z jego udziałem, w którym doszło choćby do jednego. Początek był trochę nerwowy, Choinski miał pierwszy w spotkaniu podwójny błąd serwisowy, a Hurkacz zepsuł uderzenie bekhendowe. Przy stanie 2-2 Polak zanotował słabszy moment i stracił dwa punkty trafiając dwukrotnie w siatkę - raz z bliższej odległości, a raz zza linii końcowej. Od tamtego momentu wygrał jednak kolejnych pięć piłek (m.in. jedną po świetnym passing shocie, ale także inne dzięki dwóm autom rywala czy jego returnie w siatkę), dzięki czemu zapisał na swoje konto pierwszego seta. Pierwsze trzy gemy drugiej partii wyglądały identycznie - serwujący wygrywali je do 30. Dopiero w czwartym Hurkacz do wyrównania na 2:2 potrzebował gry na przewagi, ale w kolejnych minutach żadne przełamanie nie nadchodziło i coraz mocniej "pachniało" kolejnym tie-breakiem. Wtedy jednak Polak wygrał gema przy returnie. Popisał się w nim zwycięskim drop shotem, a przede wszystkim dominowaniem kolejnych wymian, co powodowało błędy Choinskiego. 27-latek nie radził sobie z piłkami granymi pod nogi, uderzając je nieczysto. Po chwili wrocławianin potwierdził przewagę przełamania i z wynikiem 5:3 mógł "domknąć" kwestię awansu. Choinski przy swoim serwisie jeszcze przedłużył mecz, ale nie był w stanie odwrócić losów spotkania. Hurkacz zakończył spotkanie po drugim meczbolu. W ćwierćfinale zmierzy się ze zwycięzcą hiszpańskiego starcia Pablo Llamas Ruiz - David Jorda Sanchis.