Do koszmaru, który zakończył ambitne marzenia Huberta Hurkacza o podboju tegorocznego Wimbledonu, doszło w tie-breaku czwartego seta. Polak grał o życie, bo to Arthur Fils prowadził w całym spotkaniu 2:1. Fils: Jest mi naprawdę smutno, Hubert to mój dobry przyjaciel W jednej z akcji Polak z poświęceniem rzucił się do woleja zagranego przez Filsa i wydawało się, że jest to kolejny, jeden z wielu "padów", po którym "Hubi" się otrzepie i będzie nadal walczył. Zwłaszcza, że moment był arcyważny, bo stało się to przy piłce, która pozwoliła mu wyjść na prowadzenie 8:7. Po chwili zapanował prawdziwy niepokój, bo sytuacja zaczęła wyglądać coraz bardziej poważnie. Ostatecznie na prawej nodze Hurkacza w okolicach kolana, po koniecznej przerwie medycznej, pojawił się opatrunek i Polak podjął próbę gry - niestety nieudaną, bo niebawem skreczował, ale wcześniej piękny pokaz dżentelmeństwa zaprezentował francuski talent. Widząc, że Hurkacz ma problem, by podnieść się z kortu, Fils przeszedł na jego stronę siatki i wyciągnął dłoń. Nie tylko symbolicznie pomocną, bo to właśnie dzięki temu gestowi "Hubi" był w stanie podnieść się i stanąć o własnych siłach. Niepokojące wieści ws. stanu zdrowia Huberta Hurkacza. Tenisista trafił do szpitala Obaj tenisiści zostali wówczas nagrodzeni gromkimi brawami, a Fils, który już kiedyś dał się poznać z krewkiego charakteru, w oczach niektórych kibiców mógł tym gestem odkupić wszystkie winy. Dziennikarze dociekali, czy miał trudność z utrzymaniem spokoju psychicznego po tym, co stało się z Hurkaczem. Zwłaszcza, że w feralnym momencie późniejszy triumfator musiał utrzymać serwis, a po tak długiej przerwie nie jest łatwo, zwłaszcza w tak młodym wieku, nie dać się wybić z uderzenia i zachować grę na ryzyku. - Przyznaję, że to był pierwszy raz, kiedy miałem taką sytuację, więc nie wiedziałem, jak sobie z nią poradzić. Myślę, że poradziłem sobie całkiem nieźle. Naprawdę nie wiedziałem, co powinienem wykonać, jak zagrać piłkę, aby dokonać najlepszego wyboru. Alleluja, wykorzystałem pierwszy serwis (śmiech). To znaczy mam na myśli to, że zagrałem dwa świetne punkty, choć nie było tak łatwo. A potem Hubert się zatrzymał. Oczywiście to smutny koniec, ale cieszę się, jak sobie poradziłem przy tych dwóch punktach - stwierdził podopieczny trenera Laurenta Raymonda. Artur Gac, Wimbledon