Podczas gdy oczy całego sportowego świata zwrócone były na ceremonię zamknięcia igrzysk olimpijskich w Paryżu, Hubert Hurkacz walczył z Alexeiem Popyrinem w ćwierćfinale turnieju rangi ATP 1000 w Montrealu. Marzenia Hurkacza o igrzyskach legły w gruzach, ale Polak już wrócił na korty Fani Huberta Hurkacza przerazili się, gdy ten na początku lipca był zmuszony kreczować podczas meczu z Arthurem Filsem w ramach Wimbledonu. Już "na świeżo" kontuzja kolana wyglądała na poważną. Najbliższe dni okazały się kluczowe, bo wrocławianin musiał zdecydować, czy przejdzie operację, czy też zgodzi się na leczenie zachowawcze. Postawił na zabieg chirurgiczny, co ostatecznie odbiło się na całej tenisowej kadrze Polski. Hurkacza zabrakło na igrzyskach w rozgrywkach singlowych, a do tego jego nieobecność sprawiła, że biało-czerwoni nie mieli swoich reprezentantów w deblu czy mikście. Ciężko było z całą pewnością postawić na to, kiedy 27-latek wróci na kort. Sam zainteresowany przyznawał, że większość lekarzy zakładała, że wróci on do zdrowia dopiero w styczniu. Tak się na szczęście nie stało. Rehabilitacja "Hubiego" przebiegła wręcz ekspresowo. Polak zgłosił się do turnieju rangi ATP 1000 w Montrealu i zaczął z wysokiego C. Z powodu opóźnień był zmuszony do rozegrania dwóch meczów jednego dnia - i oba wygrał! Najpierw zostawił w pokonanym polu Thanasiego Kokkinakisa (6:4, 3:6, 6:7), a następnie Arthura Rinderknecha (6:4, 3:6, 4:6). Trudne początki Hurkacza, ale Polak szybko wrócił na odpowiednie tory Rywalem Polaka w ćwierćfinale został Alexei Popyrin. Australijczyk wcześniej okazał się lepszy, między innymi, od Grigora Dimitrowa. I już w pierwszym gemie udowodnił Hurkaczowi, że czeka go nie lada wyzwanie. Wrocławianin zanotował sporo błędów indywidualnych i już na początku dał się ostatecznie przełamać Popyrinowi. Po chwili Australijczyk pokazał też, że sam nie ma problemów przy swoim serwisie i szybko wyszedł na prowadzenie 2:0. Na szczęście w trzecim gemie "Hubi" odzyskał rezon i złapał kontakt do 25-letniego przeciwnika, a po chwili doprowadził do wyrównania. Choć Popyrin tego dnia prezentował naprawdę dobrą dyspozycję, Hurkacz spokojnie punktował, a ósmą partię wygrał do zaledwie 15 "oczek". Ostatecznie, pomimo kłopotów na początku, Polak zakończył pierwszy set komfortowym wynikiem 6:3. Hurkacz utrudnił sobie życie, ale ostatecznie wypunktował Popyrina w drugim secie Australijczyk ani myślał się jednak poddawać. Wygrał pierwszy gem, puentując ten sukces wygraniem pięknej wymiany z wrocławianinem. Polak nie przypominał już jednak siebie z początku meczu; wygrał drugiego gema, a następnie przełamał swojego przeciwnika, wychodząc na prowadzenie. Dalsze partie pokazały jednak, że koncentracja 27-latka nie była na tak wysokim poziomie, jak tuż przed kontuzją. W szóstym gemie dał się przełamać i przywrócił Popyrina do życia. To zmusiło Polaka do gonienia wyniku; był bliski breaking pointa w 11. gemie, ale ostatecznie Australijczyk zdołał się wybronić. By wyłonić zwycięzcę konieczny okazał się tie-break. Tam Hurkaczowi przydarzył się podwójny błąd serwisowy a także kilka mniejszych pomyłek. Te pewnie wykorzystał Australijczyk, wygrywając w tie-breaku i doprowadzając do trzeciego seta. Wielkie nerwy w trzecim secie, zadecydowało jedno przełamanie Trzecią partię Polak zaczął od zwycięstwa, ale już w drugim gemie przegrał do zera. Do ciekawego zdarzenia doszło w gemie piątym - ostatecznie szczęśliwym dla Hurkacza. Po tym, jak nad Montrealem się zachmurzyło, 27-latek poprosił o przerwanie spotkania z powodu złych warunków pogodowych. Otrzymał ostrzeżenie od sędziego, po czym obaj panowie wrócili do gry. To wyszło "Hubiemu" na dobre, bo jaki się rzekło, udało mu się wypunktować rywala. Długo naczekaliśmy się na pierwsze przełamanie w trzecim secie. Doszło do niego dopiero w dziewiątym gemie i niestety było ono na korzyść Australijczyka. Popyrin wykorzystał swoją szansę serwisową i ostatecznie wygrał 7:5. To oznacza, że wracający do zdrowia Hurkacz nie zdołał wywalczyć awansu do półfinału turnieju w Montrealu. Popyrin może jednak myśleć o odpoczynku, bo już w poniedziałek około godziny 2 w nocy czasu polskiego czeka go kolejny pucharowy pojedynek. Jego najbliższym przeciwnikiem będzie Sebastian Korda (18. w rankingu ATP).