Przed startem Australian Open 2024 głównym faworytem do końcowego tryumfu był oczywiście Novak Djoković. Serb od bardzo długiego czasu nie posmakował goryczy porażki na prestiżowej Rod Laver Arena, a w tym roku broni w Australii rzecz jasna tytułu. Lider światowego rankingu za swoimi plecami ma jednak tenisistów, którzy bardzo chcą złamać jego dominację na kortach Australian Open. Ta sztuka jest prawdopodobnie tak trudna, jak pokonanie Rafaela Nadala na obiektach imienia Rolanda Garrosa. Iga Świątek dokonała niemożliwego! Spektakularny powrót Polki w trzecim secie Grupa śmiałków goniąca Djokovicia jest jednak bardzo mocna. W tym gronie możemy wyróżnić trzech tenisistów. Carlos Alcaraz, Jannik Sinner oraz Danił Miedwiediew wydają się najlepszymi kandydatami do ewentualnego pokonania Serba. Zarówno Włoch, jak i Hiszpan w pierwszych dwóch rundach pokazali się ze znakomitej strony i potwierdzili, że faktycznie można uznawać ich za aspirujących do tytułu mistrza Australian Open 2024. Przegrywał 3:6, 6:7 i zrobił to! Niewiarygodny powrót Rosjanina zza tenisowych zaświatów Miedwiediew z kolei już od początku turnieju miał problemy. W pierwszej rundzie zmierzył się z Terence Atmanem, który w rankingu ATP notowany jest na 144. miejscu. Francuz wygrał pierwszego seta, więc Rosjanin zmuszony był odrabiać straty. Ta sztuka mu się udała i drugą partię wygrał. Trzeciego seta już dokończyć się nie udało, bo Francuz zmuszony był skreczować. Jasne stało się jednak, że niedawny finalista US Open może mieć w Australii spore problemy. To już koniec "wielkiej trójki". Anonimowa Rosjanka złamała Rybakinę Te jeszcze bardziej uwidoczniły się w drugiej rundzie. Rywalem Rosjanina w tej fazie turnieju był 53. tenisista świata Emil Ruusuvuori. Fin to jeden z tych zawodników, których śmiało można określić przymiotnikami "solidny, rzetelny". Właśnie powtarzalność zauważalna była w grze 24-latka właściwie od pierwszej piłki i wyraźnie nie radził sobie z tym Rosjanin, który z każdym dobrym, powtarzalnym uderzeniem rywala się frustrował. Już pierwszy set przyniósł niespodziankę, trudno było bowiem przewidzieć, że Miedwiediew może tak słabo rozpocząć spotkanie. Fakt jest jednak taki, że Rosjanin już w swoim pierwszym gemie serwisowym stracił podanie i stanął pod ścianą. To jedno przełamanie wystarczyło. Fin obronił wszystkie swoje serwisy i wygrał inaugurującego seta, oddając zaledwie trzy gemy w tej części spotkania. Warto zwrócić uwagę na procent wygranych punktów po drugich podaniach, a ten u Daniła nie przekroczył 50 procent w tej części spotkania. Jasne było, że drugi set może być absolutnie kluczowy dla wyniku całego tego pojedynku. Ewentualny powrót ze stanu 0:2 to sztuka, która w tenisie udaje się bowiem niezwykle rzadko. Drugi set rozpoczął się ponownie fatalnie dla Daniła. Znów na samym starcie stracił przewagę własnego serwisu. Odrobił tę stratę z nawiązką przy stanie 5:3 i wówczas wydawało się, że Danił musi tego seta wygrać. Chwilę później jednak Fin odłamał rywala i doprowadził do stanu 5:5. Ostatecznie set zakończył się dopiero w tie-breaku, który od pierwszej piłki toczył się pod dyktando tego nierozstawionego tenisisty. Dominacja Fina była niepodważalna, a Rosjanin ugrał zaledwie jeden punkt i po dwóch setach byliśmy blisko sensacji. Decydujący moment meczu Hurkacza. Nerwowa reakcja rywala, on już wiedział Miedwiediew, widząc na horyzoncie widmo wczesnego odpadnięcia z Australian Open wybrał się na przerwę toaletową i na trzeciego seta wyszedł odmieniony. Tym razem to Danił szybko przełamał rywala, bo już w drugim gemie serwisowym Fina. W następnym zrobił dokładnie to samo. Ostatecznie 24-latkowi udało się raz zabrać serwis rywalowi, ale to nie wystarczyło i Danił wrócił do gry, wygrywając 6:4. To już był inny Rosjanin, choć poziom gry rywala też wyraźnie opadł. W czwartą partię znów lepiej wszedł Danił, który już na inaugurację zabrał serwis rywalowi, a później uważnie pilnował przewagi, choć Fin miał swoje okazje na przełamanie, a sprawa meczu wciąż wisiała na włosku. Jedną z nich jednak ostatecznie wykorzystał. Fin wrócił do gry przy stanie 4:4, a później obronił swój serwis i stanął przed realną szansą na pokonanie utytułowanego rywala. Rosjanin ze złości aż znokautował ławkę swoją rakietą. To pomogło, bo w tie-breaku tym razem to Miedwiediew był dominatorem i wygrał do jednego, doprowadzając do remisu 2:2 w meczu. Piąty set miał już tylko jednego bohatera i był nim właśnie Rosjanin. Trzeci tenisista świata od początku do końca kontrolował przebieg tej partii. Trzykrotnie przełamał swojego rywala i ostatecznie wygrał 6:0 po prawie czterech i pół godzinach gry.