Novak Djoković przed rozpoczęciem Australin Open 2024 postrzegany był za głównego faworyta do końcowego tryumfu. Daleko za jego plecami wymieniano: Carlosa Alcaraz, Jannika Sinnera i Daniła Miedwiediewa. Gdzieś w tym gronie jest jeszcze Hubert Hurkacz. Po pierwszych dwóch meczach sytuacja na papierze zdawała się zmieniać. Zarówno Alcaraz, jak i Sinner wyglądali kapitalnie, a Djoković zmuszony był rozgrywać mordercze boje. Przerwane spotkanie, nawałnica potężnych uderzeń. Działo się w meczu Aryny Sabalenki Przed swoim meczem czwartej rundy był jednak w bardzo uprzywilejowanej pozycji. Jego spotkanie w trzeciej rundzie trwało bowiem ledwie dwie i pół godziny i Serb wyraźnie nie musiał wykorzystywać przeciwko Tomasowi Martinowi Etcheverremu maksimum swojego potencjału fizycznego. Jego rywal Adrian Mannarino, a więc 19. tenisista świata walczył z kolei z Benem Sheltonem przez cztery godziny i 51 minut, a po pojedynku był wyraźnie wyczerpany. Novak Djoković zdemolował rywala. Serb idzie jak burza. Już czeka na przeciwnika Francuz miał niecałe 48 godzin na regenerację i walkę z wypoczętym Djokoviciem. Trudno o gorszy scenariusz przed starciem z liderem światowego rankingu. Tę różnicę było widać w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu na korcie imienia Roda Lavera. Francuz na początku miał siły, żeby biegać, walczyć, ale prawie każda akcja, w której panowie odbijali kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt razy, kończyła się zagraniem kończącym Djokovicia. Efekt był taki, że Mannarino skończył pierwszego seta z ratio winnerów do niewymuszonych błędów na poziomie - 10. Z takim dorobkiem trudno walczyć o pokonanie Serba. Pierwszy set zakończył się więc wynikiem 6:0. Djoković wygrał 28 punktów, Mannarino ledwie 12, co daje średnio dwa na gema. Można było oczekiwać, że drugi set będzie miał mniej jednostronny przebieg. To jednak jedynie pobożne życzenie. Djoković już przy pierwszej okazji przełamał rywala, a ten nie był w stanie odpowiedzieć i jego gra ponownie się kompletnie posypała. Tym razem ratio winnerów do niewymuszonych błędów Mannarino zamknęło się na poziomie - 11. Było więc jeszcze gorzej, a efektem kolejna porażka 0:6 i Djoković widzący już na horyzoncie ćwierćfinał. Koniec pięknej przygody dla Magdaleny Fręch. Dominacja Amerykanki w meczu o ćwierćfinał Do trzeciego seta Mannarino podchodził więc bez wygranego jednego gema i zapowiadało się na kompletną kompromitację, która dobije się bardzo szerokim echem. Francuz tym razem był jednak solidniejszy przy swoim podaniu i stracił je dopiero przy drugim gemie serwisowym. Można więc powiedzieć, że tenisowy honor obronił, ale na zwycięstwo liczyć nie mógł, choć trzeci set był zdecydowanie najlepszy w jego wykonaniu, bo pierwszy raz w tym meczu zakończył z bilansem dodatnim jeśli chodzi o winnery i niewymuszone błędy. W tym wypadku było to plus dwa. To jednak jedyny, maleńki pozytyw trzeciej partii. Djoković kolejny raz pokazał, kto rządzi na korcie i nie dał swojemu przeciwnikowi żadnych szans. Serb wygrał 6:3 i zamknął mecz oddając rywalowi ledwie trzy gemy, a nie mówimy tu o kwalifikancie, tylko zawodniku rozstawionym. Najwięcej o tym zwycięstwie Serba powie statystyka wygranych punktów. Djoković uzbierał ich 85, a Mannarino ledwie 42, więc ponad połowę mniej. Serb, notując 32. z rzędu zwycięstwo w Australian Open dał znak, że wraca do wielkiej formy i trzeba się z nim liczyć. O półfinał zagra z Taylorem Fritzem.