Stefanos Tsitsipas przeszedł do drugiej rundy wielkoszlemowego Australian Open, choć zrobił to nie bez kłopotów. Pierwszego seta otwierającej rundy przegrał 5:7 i jego fani mogli czuć się nieco zaniepokojeni. Grek jednak w kolejnych partiach pokazał wyższość nad Zizou Bergsem i wygrał je kolejno 6:1, 6:1, 6:3. Dominacja zeszłorocznego finalisty australijskiego turnieju zaczęła się wymiernie zaznaczać od przełamania na 2:0 w drugim secie. Dokonał on wtedy niezwykłej rzeczy. Belgijski zawodnik odbił jedno z jego zagrań w taki sposób, że piłka spadła tuż za siatką już po stronie Tsitsipasa. Ten jednak ruszył po nią. Udało mu się do niej dotrzeć, gdy po koźle znajdowała się już na "połowie" przeciwnika. Grek zgodnie z przepisami mógł ją uderzyć, ale nie mógł dotknąć siatki. Wszystko wyglądało bardzo szaleńczo, ale udało się. Publiczność zgromadzona na Rod Laver Arenie nagrodziła zawziętość 25-latka gromkimi brawami. Bergs był w szoku, zasłonił usta dłonią, zdając się nie dowierzać w to, co się wydarzyło. Australian Open 2024. Stefanos Tsitsipas i "magia" na korcie "Czy mu się udało? Udało się! To było legalne, to było niesamowite. Ile on ma wzrostu? 195 centymetrów? Wykorzystał każdy centymetr swojego zasięgu, aby to się stało, niewiarygodne" - krzyczał jeden z komentatorów. Grek przyznał, że czuł, że ten moment odwrócił przebieg spotkania. - Przez ułamek sekundy pomyślałem, że muszę przygotować się już na kolejny punkt, ale chyba nie chciałem się poddawać i po prostu spróbowałem. To dało mi ten punkt, który myślę, że odwrócił losy meczu - powiedział. Portale tenisowe oraz użytkownicy sugerują, że to uderzenie powinno się znaleźć w gronie pięciu najlepszych w 2024 roku, a wręcz może być poważnym kandydatem do bycia numerem jeden.