W drugiej połowie listopada 2022 roku, już po finałach Billie Jean King Cup, Magdalena Fręch nie zdecydowała się na urlop, jak choćby grająca razem z nią w drużynie Magda Linette, czy Iga Świątek, będąca już po WTA Finals. Ze Szkocji przeniosła się do Hiszpanii, tam walczyła w turniejach ITF w Madrycie i Walencji, by jednak wskoczyć do czołowej setki rankingu WTA i dostać się do głównej drabinki Australian Open. Potrzebowała jednego dużego sukcesu i awansu o 20 pozycji - ta sztuka się nie udała. Wszyscy to usłyszeli po meczu Fręch. Co za sceny po ostatnim zagraniu W końcu, już w grudniu, wystąpiła w finale turnieju ITF 100 w Dubaju, ale to było już o tydzień za późno, pozwoliło tylko na wyższe rozstawienie w drabince kwalifikacji, bo tam termin zapisów mijał później. W styczniu w Melbourne łodzianka przeżyła spory zawód - przegrała już w drugiej rundzie kwalifikacji z Sachią Vickery, pozostała w rankingu na początku drugiej setki. Nie oddawało to jej aspiracji, a jednocześnie utrudniało rozwój kariery, ciężko bowiem wówczas o grę w największych turniejach. W Miami Magdalena Fręch przegrała decydujący bój w kwalifikacjach. A później siedziała i patrzyła, czy rywalki... wchodzą do szatni Fręch wybrała trudniejszą drogę w dalszym rozwoju. Mogła "podbijać" swój ranking przez mniejsze turnieje, WTA 125 czy ITF 100 - tak robiło wiele innych zawodniczek z drugiej pięćdziesiątki. Mogła też zgłaszać się do tych największych i przebijać przez kalifikacje, sporo jednak ryzykując. W Lyonie, Abu Zabi, Dosze i Dubaju się nie udało, w Indian Wells i Miami Polka też przegrała decydujące mecze w kwalifikacjach, ale wskoczyła ostatecznie do drabinek jako "szczęśliwa przegrana", na Florydzie od razu do drugiej rundy. W obu amerykańskich tysięcznikach zdobywała punkty, wreszcie coś drgnęło. W Miami Fręch zastąpiła Chinkę Shuai Zhang, była to już ostatnia możliwość. To wtedy łodzianka powiedziała Markowi Furjanowi w Canal+, że musi być gotowa przez kilkanaście godzin, ma niewiele czasu na przebranie się. - Obserwowałam tu wszystko, patrzyłam, czy jest na treningach, czy wchodzi do szatni. Oficjalne hotele są bardzo daleko, to godzina drogi stąd. Jeśli zawodniczka się wycofuje, a one lubią to robić tuż przed samym meczem albo mecz wcześniej, to mam dokładnie tyle czasu. Jeśli mecz zaczyna się o godz. 11, a ja dostanę informację o 10.40, to mogą mi dać jeszcze te 5-10 minut więcej. I tyle. Przesiaduję tu więc całymi dniami, wczoraj opuszczałam ośrodek o 20.30, jak zaczęła grać ostatnia rywalka, która mogła się wycofać - opowiadała wtedy. Ciężko tu myśleć o normalnej regeneracji czy treningu. Nowa polska rakieta numer dwa, tylko za plecami Igi Świątek. To się może stać już za dwa dni! Przez te niespełna 10 miesięcy Polka przebyła długą drogę, na której też często pojawiały się wyboje. Ze 105. miejsca, a to zajmowała w Miami, przesunęła się na 63. w listopadzie - to rekord w jej karierze. W wirtualnym rankingu jest dzisiaj 56., ale w grze wciąż pozostaje kilkanaście tenisistek, które mogą ją wyprzedzić. Jeśli w trzeciej rundzie Australian Open 26-letnia łodzianka wygra z niżej od siebie notowaną Rosjanką Anastasiją Zacharową, wątpliwości nie będzie już żadnych. Wskoczy w okolice 50. pozycji, ale już na pewno wyprzedzi w rankingu Magdę Linette. I 29 stycznia oficjalnie będzie polską rakietą numer dwa! Przy okazji Magdalena Fręch dokonała jednak rzeczy dla siebie historycznej - pokonując 6:4, 7:6 Caroline Garcię, po raz pierwszy odprawiła zawodniczkę z TOP 20 światowego rankingu. A to dla niej rzecz niesłychana, bo próbowała wcześniej tej sztuki 23 razy - i się nie udało. Zaczęła w 2018 roku, gdy w Fed Cupie Polska mierzyła się z Łotwą, a w starciu z 15. na liście WTA Anastasiją Sevastovą Fręch ugrała ledwie trzy gemy. W 2022 roku było 10 takich spotkań, w tym m.in. dwa z Simoną Halep, jedno z Igą Świątek i Barborą Krejcikovą, a w poprzednim - siedem. Łodziankę stać było na dość zacięty bój choćby z Jessicą Pegulą czy Jekateriną Aleksandrową, była o włos od końcowego triumfu nad Jeleną Ostapenko w Birmingham, prowadziła 6:4 i 4:0, ale czegoś jednak brakowało. Udało się dopiero teraz, w Melbourne, w Wielkim Szlemie. Czas więc na kolejny krok - jeśli Fręch pokona Zacharową, to w czwartej rundzie zmierzy się prawdopodobnie z Coco Gauff. Z tenisistkami z TOP 10 grała dziesięć razy, w końcu może też przyjdzie właściwy moment na historyczną sensację.