Magdalena Fręch idzie jak burza w wielkoszlemowym Australian Open. "Biało-Czerwona" awansowała do czwartej rundy zmagań w Melbourne. W swoim ostatnim meczu łodzianka pokonała Rosjankę Anastazję Zacharową 4:6, 7:5, 6:4 i osiągnęła swój najlepszy wynik w karierze jeśli chodzi o występy w rozgrywkach zaliczanych do Wielkiego Szlema. "Było wiele emocji, to mój pierwszy raz w czwartej rundzie. Od rana byłam zdenerwowana, trzęsłam się nawet podczas śniadania. Z takim wsparciem, jakie mam, myślę, że mogę przejść przez ten turniej" - mówiła szczęśliwa Polka. Awans do IV rundy Australian Open pozwolił zawodniczce przesunąć się w rankingu WTA na 49. lokatę. A to nie koniec dobrych wieści, bowiem łodzianka ma realną szansę na to, by zadomowić się w "TOP50". Teraz 26-latka skupia się na kolejnym meczu. Jej najbliższa przeciwniczka obecnie zajmuje czwarte miejsce w tabeli kobiecego touru. Rosjanin nagle klęknął na korcie, publika zamarła. Wtedy operator zrobił zbliżenie Magdalena Fręch czeka na swoją kolejną rywalkę. Amerykanka uchyliła mediom rąbka tajemnicy Nie da się ukryć, w starciu Fręch - Gauff to zawodniczka ze Stanów Zjednoczonych będzie faworytką. 19-latka zna już smak zwycięstwa w prestiżowym turnieju. Jest zwyciężczynią ostatniego US Open. W trzeciej rundzie w Melbourne pokonała bez problemu swoją rodaczkę Alycię Parks 6:0, 6:2. W rozmowie z dziennikarzami zdradziła, z jakim nastawieniem podchodzi w tym roku do występów w Australian Open. "Im dalej jest się w turnieju, tym bliżej oczywiście jest trofeum. Trzeba jednak za każdym razem podchodzić do meczu tak, jakby puchar był w takiej samej odległości, jak w pierwszej rundzie. Tak podeszłam do finału US Open. Nie myślałam o tym, że muszę po prostu wygrać dwa sety i mam trofeum. Traktowałam ten mecz tak, jakbym musiała jeszcze wygrać siedem następnych spotkań i dopiero wtedy sięgnę po nagrodę. To jest porada od mojego brata" - dodała zawodniczka. Mecz Magdaleny Fręch z Coco Gauff, którego stawką będzie awans do ćwierćfinału wielkoszlemowego Australian Open, zaplanowano na niedzielę (21.01). "Koszmar" Igi Świątek znowu szokuje. Skandaliczne sceny na korcie, nerwy puściły