W pierwszej rundzie juniorskiego Australian Open rozstawiona z numerem "15" Włada Minczewa spotkała się z Jelizawietą Kotliar. Jak w przypadku każdego z pojedynków między Ukrainką a Rosjanką lub Białorusinką starcie miało duży ciężar gatunkowy i niestety polityczną otoczkę. Od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę zawodnicy i zawodniczki z tego kraju nie podają ręki rywalom z państwa agresora i wspierającej go Białorusi. Wywołało to sporo kontrowersji, nie tylko zresztą w tenisie, ale również w innych dyscyplinach, żeby wspomnieć chociażby sprawę Olhy Charłan. Zresztą już podczas samego Australian Open na korcie byliśmy świadkami takich scen, jak chociażby w meczu Łesii Curenko z Aryną Sabalenką. Podobnych rzeczy spodziewano się również po meczu Minczewej i Kotliar. Rosjanka wygrała dość gładko, 6:2, 6:4, ale znacznie więcej, niż o samym wyniku, mówiło się o tym, co zdarzyło się na koniec spotkania. Zawodniczki podeszły do siatki i podały sobie ręce, co nie zdarzało się od początku wojny na Ukrainie. Afera na Ukrainie, federacja się tłumaczy Sprawę od razu nagłośniły rosyjskie media, wskazując Kotliar jako przykład sportowca, który potrafi zachować się "normalnie". Miało to być rzekomo działanie "dla pokoju", powszechnie chwalone w Rosji. Nic dziwnego, że spotkało się z bardzo mocną reakcję na Ukrainie. Tamtejsza federacja tenisowa zabrała głos i wprost nazwała zachowanie młodej zawodniczki błędem. "Ukraińska Federacja Tenisowa popiera ogólne stanowisko ukraińskich tenisistów, aby nie podawać dłoni przedstawicielom krajów-agresorów. Nasi czołowi gracze zostali o tym poinformowani i popierają to stanowisko. Ale błędy zawsze mogą się zdarzyć. Taki błąd miał miejsce w przypadku naszej zawodniczki" - czytamy w oficjalnym komunikacie federacji. Ojciec zawodniczki zabrał głos. "Ma dopiero 16 lat" Ukraińska tenisistka spotkała się ze sporą krytyką w swoim kraju. Kibice domagali się wyjaśnień i atakowali ją za podanie ręki Rosjance. Federacja postanowiła skontaktować się z jej ojcem, który starał się wytłumaczyć, z czego wyniknęło zachowanie jego nastoletniej córki. To, co mówię, nie jest wymówką, ale próbą wyjaśnienia, dlaczego tak się stało. Lisa ma dopiero 16 lat, nie ma jeszcze prawdziwego doświadczenia w startach w tak znaczących rozgrywkach, jak turnieje Wielkiego Szlema. Panuje tu ekstremalna atmosfera, która sama w sobie nakłada na sportowców dużą presję. Na początku kariery trudno sobie z tym poradzić i się nie denerwować" - mówił Konstantin Kotliar. "Zawsze będzie pamiętać, kto jest kim. Tak naprawdę jest szczerą ukraińską patriotką, zawsze taka była i tak pozostanie w przyszłości" - zakończył.