W filmie "Vabank 2" mamy taką znamienną scenę, gdy bohaterowie przekraczają granicę polsko-niemiecką. - Nie interesuję się polityką - mówi jeden do niemieckich pograniczników. - Ale polityka interesuje się panem - słyszy. Z Australian Open jest podobnie. To turniej, który zdecydował się dopuścić do gry zawodników rosyjskich i białoruskich, aby odciąć się od polityki, a jednocześnie znalazł się w samym środku ideologicznych manifestacji, które widzieliśmy na trybunach. Przewinęły się tam i rosyjskie flagi, i znaki z literą Z, która jest symbolem krwawej agresji na Ukrainę, a na koniec nawet symbole faszystowskich czetników. Wygląda to mniej więcej tak, jakby Australian Open uwolniło z pudełka demony, zamknięte tam wcześniej. Wszak występ i triumf Novaka Djokovicia jest dzisiaj odbierany jako ostateczne zwycięstwo antyszczepionkowców. Serb jest stawiany za przykład nie człowieka, który postawił tamę nauce, wiedzy i medycynie, ale jako bohater walki o wolność wyboru i możliwość odmowy szczepień. Jeszcze nie tak dawno, gdy wybuch pandemii sparaliżował świat w strachu, Novak Djoković koczował na lotnisku w Australii, czekając na deportację. Dzisiaj wychodzi i zwycięża. Kilka kliknięć myszką w przeszukiwaniu internetu pozwala przekonać się, że dla antyszczepionkowców stał się nie tylko zwycięzcą w tenisie, ale i symbolem triumfu nad nakazami dyktowanymi przez naukę. Symbolem odwrotu od takich metod leczenia jak szczepienia. Co to będzie znaczyło w przyszłości dla świata? Jeszcze nie wiemy, ale zwycięzca Australian Open, który pokonał nakazy i nie podsunął ramienia pod igłę to symbol mocny. Australian Open utrwaliło go w imię niechęci do utraty gwiazdy i idących za nią pieniędzy. Do tego doszli obecni na widowni kibice z rosyjskimi flagami z Putinem oraz symbolami czetników. Tenis wyznaczył trend, by dopuścić Rosjan i Białorusinów Podobnie rzecz się miała z Rosjanami i Białorusinami. Światowy tenis jest dzisiaj światowym liderem w wycieraniu sobie gęby frazesami, które mają doprowadzić do przywrócenia tych zawodników do gry. Zrobił to wcześniej niż Międzynarodowy Komitet Olimpijski, który twierdzi, że "nikogo nie można dyskryminować z uwagi na paszport". Tenis nie brzydził się serdecznym zapraszaniem reprezentantów krajów mordujących ludzi w Ukrainie zanim stało się to modne. Nakazuje światu emocjonować się postępami rosyjskich i białoruskich zawodników, a nawet ich triumfami - jak w wypadku Aryny Sabalenki - jak gdyby nic się nie stało w ostatnim roku. Pozwala wyjść tym tenisistom na konferencję prasową, by mogli poużalać się, jacy to są zmęczeni ciągłymi pytaniami o wojnę i swój stosunek do niej. Z kolei transmitujące zawody telewizje dostały porcję ujęć trybun, na których rozpięte były flagi rosyjskie i znaki Z. Słowem, Australian Open zrobiło dla wsparcia rosyjskiej agresji na Ukrainę więcej niż ktokolwiek, sankcjonując stan, w jakim znalazł się świat jako normalny i akceptowalny. Dopuszczenie zawodników rosyjskich i białoruskich znaczy w tym kontekście jednocześnie lekceważenie tego, co dzieje się na Ukrainie jako niedostatecznie istotne w kontekście wielkiego priorytetu, jakim jest dochodowa rywalizacja sportowa i realizacja umów sponsorskich. Jeżeli dzisiaj zastanawiamy się, skąd w ogóle przychodzi Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu do głowy, by otworzyć furtkę dla udziału Rosjan i Białorusinów w igrzyskach, to warto pamiętać, że ktoś już ten szlak przetarł. Tenis w wydaniu takim jak Australian Open stał się pod tym względem szczególnie spektakularny.