Michał Białoński, Interia: W niedzielę byliśmy smutni po porażkach w Australian Open Igi Świątek i Huberta Hurkacza, ale w poniedziałek humory nam poprawiła Magda Linette. Jej awans do ćwierćfinału po pokonaniu Carolne’y Garcii to największy sukces w karierze! Piotr Robert Radwański, trener tenisa: Cieszy mnie to bardzo, że Magda wreszcie robi furorę. Awans do ćwierćfinału to świetny wynik. Dla niej sukcesem było już samo przetrwanie do drugiego tygodnia Australian Open, a teraz jest jeszcze w ósemce najlepszych tenisistek tego turnieju! Oprócz dobrego przygotowania fizycznego poznanianka pokazał sporą odporność psychiczną. Po świetnej wymianie w I secie nie trafiła bekhendem w otwartą część kortu, przez co Garcia odskoczyła jej na 4-2 w gemach. Linette i tak zdołała odrobić straty. - To prawda. Głowa u tenisistek jest bardzo istotna. Proszę zauważyć, że niemal w każdym meczu walka toczy się na styku, sety rozstrzygane są wynikami 7-5, a często też tie-breakami. Im dalej w las, tym gorzej. Agnieszka Radwańska wyjdzie na kort w turnieju legend Australian Open Można stwierdzić, że pana córka Agnieszka, która właśnie dotarła do Melbourne na turniej legend Australian Open, przyniosła szczęście młodszej koleżance. - Coś w tym jest na pewno. "Isia" o pierwszej w nocy polskiego czasu gra mecz pierwszej rundy w parze z jej przyjaciółką Danielą Hantuchovą. Przeciwniczkami będą Cara Black z Zimbabwe i Australijka Rennae Stubbs. Będę oglądał ten pojedynek. Agnieszka w poniedziałek miała pierwszy trening w Melbourne. Wracając do Magdy Linette, to cały nasz team Radwańskich zawsze ją wspierał jak mógł. Magda jest niewiele młodsza od moich córek, więc często spotykaliśmy ją na tenisowych szlakach. Na dodatek mój zięć Dawid Celt przez pewien okres, w 2021 r., był jej trenerem. Magda robi postępy, jest w świetnej formie. Ja jestem tym zachwycony i daj Boże, żebyśmy mieli jeszcze więcej takich zawodniczek, całą armię. Dobrze by było, że moja córka Ula wróciła na wysoki poziom i wiele innych dziewczyn wspięło się wysoko. Największe nacje tenisowe opierają się na sporej liczbie mocnych tenisistów i tenisistek, a nie tylko na pojedynczych gwiazdach choć i je trzeba mieć. Spójrzmy na to, jak silną grupę zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet mają Amerykanie. Faktycznie, cztery tenisistki w pierwszej trzynastce rankingu WTA i dziewięciu tenisistów w pierwszej "50" listy ATP. - Ja jestem zachwycony tym faktem, bo niektórzy narzekali, że w USA tenis słabo stoi. Tymczasem wystrzeliła cała armia młodych, nowych zawodników. Każdy gra bardzo dobrze i będą mieć pociechę z tego. Widzi pan realną szansę dla Magdy Linette na pokonanie Karoliny Pliskovej we wtorkowym pojedynku o półfinał? - Ależ oczywiście! Wiemy, jak dziewczyny grają. Magda podejdzie do tego pojedynku bez kompleksów. Nie ma nic do stracenia! Może tylko zyskać. Sęk w tym, że na dziewięć pojedynków Polka wygrała tylko raz, w 2012 r. Pozostałe przegrała, w tym podczas ubiegłorocznego US Open. Piotr Robert Radwański o porażce Igi Świątek z Jeleną Rybakiną Wiadomo, że Jelena Rybakina to niewygodna rywalka, ale nie spodziewaliśmy się, że Iga Świątek nie wygra z nią nawet seta. Co się stało? - Gdy rozmawialiśmy przed Australian Open wspominałem panu, że Idze może się noga powinąć. Nikt, nawet ona, nie jest robotem, który będzie wygrywał mecz za meczem. Iga ma sztab fachowców, który teraz pracuje nad tym, aby nasza liderka nie złapała czarnej serii porażek. Pod względem tenisowym uważam, że Iga była w dobrej formie. Szkoda, że nie wyszedł jej mecz. Szczególnie podczas Wielkich Szlemów najważniejsze jest to, aby grając źle wygrać mecz. To jest właśnie ta sztuka. Nie można grać siedmiu meczów wspaniale. Te, w których następuje kryzys, trzeba przepchnąć. To się oczywiście łatwo mówi, bo rywalki też stają na rzęsach, by pokonać liderkę światowego rankingu. Tym razem się Idze nie udało, ale nie ma co rozpamiętywać porażki, tylko trzeba iść dalej. Czytaj też: Iga Świątek skomentował sukces Magdy Linette Piotr Robert Radwański o porażce Huberta Hurkacza z Sebastianem Kordą Doradzał pan Hubertowi Hurkaczowi, aby obudził w sobie instynkt killera. W meczu z Sebastianem Kordą się mu nie udało. Gdy wygrał czwartego seta 6-1 wydawało się, że także piąty padnie jego łupem, tymczasem przegrał go po tie-breaku. - Powtórzę to jeszcze raz: Hubert jest taką osobą, która musi popracować nad agresywnością w grze. Robi sporo błędów przy uderzeniach z forhendu. To zaskakujące, bo ogólnie jego forhend jest dobry, stara się nim zdobywać punkty, ale czasem ten element go zawodzi. Ogólnie jednak strategia w męskim tenisie powinna polegać nie na wyczekiwaniu na błąd przeciwnika - tak można grać w damskim, tylko na jego zdominowaniu. Trzeba "siąść" na przeciwniku, zdominować go i być agresywnym. Podobnie jak w wypadku Igi, też się łatwo mówi, a trudniej robi. Druga strona też chce to samo osiągnąć, na korcie trwa przepychanie. Tenis to też sport walki, tyle że bez krwi. Tu też chodzi o dominację. Czasem trzeba mieć większy ząb do walki niż przeciwnik. Tegoroczny Australian Open jest charakterystyczny z uwagi na deszczową i dość zimną aurę jak na tę porę roku w tym kraju. - Wspominałem o tym, że nocą potrafi tam być ledwie 13-15 stopni. W ciągu doby można doświadczyć czterech pór roku. Widzę w telewizji, że wiara siedzi na trybunach w kurtkach i to zimowych! Niektóre zawodniczki grały nawet w dresie, w długich rękawkach, bo po prostu jest zimno. Ale za kolejne dwa dni temperatura może skoczyć do ponad 30 stopni. Rówieśniczka Agnieszki - Wiktoria Azarenka wyeliminowała Chinkę Zhu Lin i zameldowała się w ćwierćfinale. - Widziałem ten mecz. Azarenka to stara wyga, przeciągnęła ten mecz na swoją korzyść. Gra Chinki bardzo mi się podobała, była bardzo blisko wygranej. Górę wzięło jednak doświadczenie Azarenki, kilkaset meczów rozegranych na koncie. Wiktoria nie grała cudownego meczu, ale wygrała. Wśród mężczyzn zdecydowanym faworytem jest Novak Djoković, który jak na razie stracił tylko jednego seta, w drugiej rundzie z Couacadem z Francji? - Na to wygląda. Oglądałem zwycięstwo "Djoko" z de Minaurem. Stracił tylko pięć gemów. Biegał jak szalony, żadnych śladów kontuzji, choć nogę ma obandażowaną. Novak jest dobrze przygotowany. Jak zwykle. Piotr Robert Radwański o wyczynach Andy’ego Murraya Kibicował pan swemu znajomemu Andy’emu Murrayowi, który był herosem turnieju. Sposób, w jaki odwrócił losy rywalizacji z Berrettinim, a później Kokkinakisem wzbudził podziw na całym świecie. - Polecałem wszystkim, by kibicowali Murrayowi i udało mi się trafić w dychę. Warto było śledzić jego mecze. Wszystkie były piękne, nawet ten przegrany z Bautistą Agutem, po ciężkim, stykowym boju. Gdyby nasz Andy miał pięć lat mniej, to pewnie by to wygrał, ale PESEL-u się nie oszuka. Pokazał nieprawdopodobne serce do walki. Prawie pięć godzin meczu z Berrettinim, prawie sześć - z Kokkinakisem. Wydawać się mogło, że to młodsze organizmy zniosą lepiej końcówkę, ale klasę pokazał stary mistrz. - Murray ma wiele wspólnego ze mną. Obaj mamy sztuczne biodro (śmiech). Ja miałem operację z tym związaną dwa lata temu. Niestety, to typowa przypadłość tenisisty: sztuczne biodro, albo nawet oba. Piotr Robert Radwański: Sztuczne biodra to przypadłość tenisistów Z czego to wynika, że te naturalne nie wytrzymują? Chodzi o skręty ciała przy uderzaniu piłki? - Też, ale chodzi również o specyfikę biegania po twardych, betonowych kortach, a nie jest to zdrowe. W późniejszym okresie kariery dużo grałem na takich nawierzchniach i niestety biodro to odczuło. Ale też tenis był wtedy inny, nie było w nim tak rozbudowanego stretchingu itd. Prawie wszyscy byli tenisiści mają sztuczne biodra: Chris Evert, Jimmy Connors, Boris Becker. Długo by można wymieniać. Sztuczny staw biodrowy to duży dyskomfort w życiu codziennym? - Na szczęście nie. Pamiętajmy, że Murray zrobił sobie operację za młodu, a to zupełnie co innego. Gdy dokonuje się jej w wieku 60 lat, to jest większy problem. Jak widzieliśmy, Andy może biegać, grać na punkty. Ja już jestem w stanie tylko grać na stojąco. Owszem, ręka mi jeszcze hula, ale gry na punkty już unikam. Nie mogę się zerwać do piłki, unikam ewentualnych upadków. W moim wypadku odpada też rower, bo siedzenie przy sztucznym biodrze nie jest wskazane. W ten sposób zostały mi tylko tenis i pływanie. Taka jest prawda. Utraty których sportów najbardziej pan żałuje? Nart. One mi odpadły, a zawsze je kochałem. Z powodu ryzyka upadku? - Tak. Oczywiście, można się zsuwać po stoku, udawać, że się jeździ, ale nie wiem czy to ma sens. Dla kogoś, kto jeździł bardzo dobrze tak jak ja, nie za bardzo. Śmigałem na nartach od maleńkiego, tata zawsze mnie brał na nie. Obie córki też nauczyłem dobrej jazdy na nartach. Były wszechstronne, jeździły też na desce snowboardowej. W pewnym okresie była też jazda konno, a nawet walki w klatce. Boże, co tam one nie wyprawiały! Sporty uzupełniające dla tenisa? - Elementy samoobrony i urozmaicenie. Żeby się nie zanudzić podstawowym sportem. Ta druga, a nawet trzecia dyscyplina sportu muszą być, żeby ciało inaczej pracowało. By unikać kontuzji, od milionowych powtórzeń tych samych czynności. "Isia" z Ulą grały przecież nawet w piłkę nożną i koszykówkę. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia