Magda Linette w Melbourne świętuje swój najlepszy wynik w zawodowej karierze - po raz pierwszy znalazła się w ćwierćfinale Australian Open. A to wcale nie jest koniec tej pięknej przygody. Jeszcze dwa miesiące temu, gdy na chwilę wróciła do rodzinnego Poznania po ciężkim sezonie, mówiła, że nie chce sobie stawiać celów na 2023 roku. - Na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Poprzedni rok (2021 - red.) planowałam tak, że będę znacznie wyżej w rankingu, nawet trener mi mówił, że jestem bardzo naładowana. Miałam fajny ranking po Auckland i mogłam iść wyżej. Aż tu nagle kontuzjowałam sobie kolano i zniknęłam na prawie pięć miesięcy. Później już musiałam tylko ratować to, co z rankingu zostało - powiedziała wówczas. Po cichu dodała, że stać ją na to, by znaleźć się wśród 30 najlepszych zawodniczek świata. I to właśnie stało się faktem - w przyszły poniedziałek będzie 28. lub 29. tenisistką na liście WTA. Nietypowa rola Magdy Linette. Jest wśród wielkich gwiazd Poza samą grą, Magda Linette ma jeszcze jedno tenisowe zadanie, które - jak przyznaje - miało na jej osobisty rozwój bardzo duży wpływ. Od września 2021 roku jest bowiem w ośmioosobowym składzie Rady Zawodniczek WTA. We wrześniu zeszłego roku znów została wybrana do tego grona, jako tenisistka reprezentująca miejsca 51-100. Oprócz Polki Radę Zawodniczek tworzą także: Viktoria Azarenka, Sloane Stephens, Madison Keys, Jessica Pegula, Donna Vekić, Gabriela Dabrowski i Aleksandra Krunić. Połowa tego składu jest w... ćwierćfinałach w Melbourne. Jak przyznaje poznanianka, ta działalność dała jej ogromne doświadczenie. - I to pod wieloma względami! Od samej odwagi do wypowiadania się, argumentowania swojego zdania przed różnymi opiniami. Są dyrektorzy turniejów, którzy nie zgadzają się z nami, a musimy ich przekonać, że pewne rzeczy trzeba zmienić. Choć nawet dyskusje między nami nie są łatwe. Dla mnie ogromnym wyzwaniem było powiedzieć Azarence, ze nie ma racji. To było ciężko wykonać, bo poza samym przeciwstawieniem się, trzeba jeszcze użyć dobrych argumentów, by ją przekonać. I to była dla mnie wielka nauka - mówiła pod koniec listopada w Poznaniu Magda Linette. I zaznaczyła: - Długo mi tego brakowało w mojej karierze, by umieć się wypowiedzieć i przekonać kogoś do własnych racji. Magisterka czy coś bardziej praktycznego? Wybrała to drugie Takie spotkania Rady Zawodniczek odbywają się przynajmniej raz w miesiącu, czasem jednak częściej, gdy wymaga tego sytuacja. - Po pandemii regułą stały się rozmowy online, ale np. w Madrycie miałyśmy trzydniowy meeting, każdego dnia trwało to po trzy godziny. Sama nie wiem, czy to będzie moja przyszłość. Dla mnie to rodzaj pracy, nigdy wcześniej nie miałam okazji funkcjonować w taki sposób. Grałam w tenisa od najmłodszych lat, nigdy nie pracowałam inaczej, więc zastanawiałam się, czy pójść na magisterkę, czy też w coś bardziej praktycznego. Wyszło, że mam dużo więcej zajęć niż się spodziewałam - opowiadała poznanianka. Podkreślała przy tym, że w grę wchodzą nawet sytuacje codzienne: - Próbujemy zrobić ten nasz tour bardziej poprawnym i przyjemnym, ale też logicznym, by zasady miały sens. Przywoływać problemy, które pojawiają się w trakcie turniejów, rozpiski meczów, jakość turniejów. Zbieramy informacje od dziewczyn, próbujemy zwracać uwagę WTA na takie sytuacje i wskazywać, co można poprawić. Te nasze sugestie są zbierane i przekazywane wyżej, bo my nie mamy żadnej decyzyjności. Po prostu jesteśmy między zawodniczkami a władzami WTA - mówiła Magda Linette. W środę poznańska tenisistka zmierzy się w ćwierćfinałowym starciu z Karoliną Plíškovą.