W niedzielnym spotkaniu o złoto w austriackim Schwechat reprezentujący Polskę Wang i Tan Ruiwu z Chorwacji pokonali broniących tytułu zawodników gospodarzy Roberta Gardosa i Daniela Habesohna 4:1. "Obecność Wanga i Tana w finale to żadna niespodzianka, obaj są świetnymi deblistami, zresztą z każdym z nich miałem przyjemność grać i zdobywaliśmy srebro w kontynentalnej imprezie. W Schwechat byli najlepszą parą i nie wątpiłem, że poradzą sobie z Austriakami. W ogóle to był turniej "Wandżiego" i Tana Ruiwu, dopisywało im też szczęście, bowiem w drugiej rundzie mieli spotkać się z niewygodnymi Szwedami Kristianem i Mattiasem Karlssonami, ale jeden z nich skręcił kostkę..." - powiedział 38-letni Błaszczyk, multimedalista ME i MP. Urodzeni w Chinach 30-latkowie: Wang i Tan w drodze po tytuł wygrali pięć meczów, w których stracili tylko cztery sety. "Sukces jest wielki, bowiem wygrać zawody o mistrzostwo Europy nie jest prostą sprawą, o czym się przekonałem. Wang Zeng Yi jako trzeci reprezentant Polski w historii stanął na najwyższym stopniu podium. Nie zrażały go kontuzje, m.in. pleców, inne problemy, tylko cierpliwie dążył do celu" - ocenił sportowiec, który zwyciężył w ME w 2002 roku w mikście z Ni Xia Lian z Luksemburga (20 lat wcześniej w grze mieszanej triumfował Andrzej Grubba z Holenderką Bettine Vriesekoop). Błaszczyk zwrócił jednak uwagę na nieco łatwiejszą konkurencję niż w poprzednich edycjach ME. "Mam wrażenie, że prestiż debla się zmniejsza, gdyż tej konkurencji nie ma już w programie igrzysk, jest tylko częścią rywalizacji drużynowej. Dlatego z gry podwójnej rezygnują największe sławy z Europy, jak finaliści singla - Niemiec Dimitrij Ovtcharov i Białorusin Władimir Samsonow. W ogóle nie było zaś kontuzjowanego Timo Bolla" - stwierdził. O złote medale ME w deblu grał on w 1996 roku z legendarnym Grubbą, w 2002 z obecnym selekcjonerem Tomaszem Krzeszewskim, w 2007 z Tanem i w 2009 z Wangiem. "Przez te wszystkie lata wygrywałem z kolegami w deblu z tenisistami stołowymi, którzy byli i mistrzami świata, i Europy w grze podwójnej. Miałem jednak pecha, bowiem trafiłem na najlepsze lata znakomitego Bolla. Niemiec pokonał mnie trzy razy w finale ME, z kolei 17 lat temu w Bratysławie wraz z Grubbą przegraliśmy z wybitnymi Szwedami Janem-Ove Waldnerem i Joergenem Perssonem. Najbliżej sukcesu byliśmy przed czterema laty z Wangiem w Stutgarcie, bowiem prowadziliśmy z Bollem i Christianem Suessem 9:7 w piątym secie, przy remisie 2:2 w meczu". Błaszczyk przyznał, że po wspomnianym finale w 2009 roku zadzwonił do Krzeszewskiego i Tana Ruiwu... "Niestety, nie żył już Andrzej, dlatego mogłem porozmawiać tylko z Tomkiem i Tanem. Wyjaśniłem i im obu, i Wangowi, że to przeze mnie te porażki, bo najwidoczniej byłem za słaby. Grać cztery razy w finale i za każdym razem przegrać? Ale oczywiście myślę, że znalazłoby się wielu zawodników, którzy chcieliby być na moim miejscu. Szkoda, że gdzieś zawsze trafiał się niesamowity Boll" - podsumował.