"Obecne rozgrywki są kiepskie w naszym wykonaniu, ale jeszcze trwają, więc poczekajmy z ocenami. Nie sądziłem, że będziemy tak nisko w tabeli; rywale bardzo się powzmacniali. Inna sprawa też, że w poprzednich sezonach dopisywało nam szczęście, teraz mamy wyraźnie pod górkę" - powiedział Błaszczyk. Wielokrotny medalista mistrzostw Europy i Polski, przed kilkoma laty, po prawie dwóch dekadach spędzonych w Niemczech, wrócił do ojczyzny. Zamieszkał z rodziną w okolicach Zielonej Góry; w Drzonkowie ma własną akademię tenisa stołowego. W pierwszym sezonie w barwach Palmiarni (wówczas jeszcze pod nazwą ZKS Drzonków) zdobył srebro DMP, w kolejnym - brąz. Teraz drużyna zajmuje ósme miejsce, a o pozostanie w 10-zespołowej elicie będzie walczyła z Poltarex Pogonią Lębork. "Nie przetrenowałem najlepiej okresu wakacyjnego, bowiem ten czas poświęciłem na rozwój akademii. Brakowało mi gier na punkty, gdyż przerwa w lidze trwała około pół roku, a ja nie grałem w żadnych turniejach. Mimo to, na początku sezonu wygrałem m.in. z Tajwańczykiem Wu Chih-Chi. I gdy wydawało się, że będzie dobrze, nastąpiła pięciotygodniowa pauza w lidze" - dodał. Zielonogórscy pingpongiści wygrali tylko trzy z 13 meczów. Indywidualnie wszyscy zawodnicy mają ujemne bilanse - Błaszczyk 9-12, Mateusz Gołębiowski 6-11, a Daniel Bąk 4-11. "Wszystkim nam nie idzie. "Bączek" wymyślił sobie, że przed tym sezonem schudnie 10 kilogramów. To mu się udało, ale jego organizm był rozchwiany, wyglądał jakby oduczył się grać w tenisa stołowego. Mateusz z kolei potrafił zwyciężyć w Grand Prix Polski, pokonując rywali z czołówki, a tymczasem w lidze sporo przegrywa, co powoduje nerwy" - stwierdził Błaszczyk. Doświadczony zawodnik szukając poprawy w swej grze pojechał na tydzień do Grenzau, gdzie spędził kilkanaście lat. "Chciałem potrenować z lepszymi zawodnikami. Obecnie wielu pingpongistów z polskich klubów ćwiczy na co dzień za darmo w ośrodku PZTS w Gdańsku. My, czyli drużyny z Zielonej Góry, Rzeszowa czy Ostródy, jesteśmy w gorszej sytuacji. Musimy trenować we własnych okrojonych grupach. Ja dopiero teraz, po wielu miesiącach przerwy, wygrałem z przeciwnikiem leworęcznym - Xu Wenliangiem. Kiedyś z "lewymi" w ogóle nie przegrywałem, bo z nimi na stałe współpracowałem" - podkreślił zawodnik uznawany za jedną z największych postaci polskiego tenisa stołowego w historii. W czerwcu Błaszczykowi kończy się kontrakt z Palmiarnią. Nie wiadomo, czy pozostanie w tym klubie, czy skorzysta z propozycji innych - w Polsce lub Niemczech. "Chcę jeszcze pograć trzy-cztery sezony, a potem zająć się tylko i wyłącznie akademią. Bardzo ciekawi mnie nowa piłka z PCV, która zostanie wprowadzona przez światową federację od 1 lipca. Produkują ją tylko chińskie firmy; będąc w Niemczech miałem okazję na testy, jedną nawet przywiozłem do Drzonkowa. To piłka dla takich zawodników, jak ja - grających szybko i mocno. Gorzej będą mieli obrońcy. - Jeśli chodzi o możliwość wyjazdu zagranicznego, nawet niedawno miałem propozycję z klubu Bundesligi. Proponowano mi funkcję trenera z możliwością gry w przypadku kontuzji któregoś z podstawowych tenisistów. Nie skorzystałem z oferty, ale kto wie, co będzie za kilka miesięcy. Mam już prawie 40 lat, w życiu się nagrałem; jeśli zdrowie pozwoli, może jeszcze powalczę w 2. Bundeslidze. Z całym sercem dla drużyny, bo inaczej nie potrafię" - powiedział Błaszczyk, który w tym roku pokonał m.in. Wanga Zeng Yi (Kolping Frac Jarosław).