Maciej Klekowski, 29-letni arcymistrz z Częstochowy, zawodnik klubu UKS 21 Podlesie z Katowic został właśnie wicemistrzem Europy w szachach błyskawicznych. Spotkaliśmy się, rozegraliśmy partyjkę i porozmawialiśmy.Paweł Czado, Interia: Niedawny start w Katowicach był dla pana sukcesem. Jak zaczynał wicemistrz Europy? Kiedy zaczął pan grać w szachy? Maciej Klekowski: - Umieli w nie grać tata i starszy brat. Grali ze sobą, czasem wieczorami przychodzili towarzysko pograć znajomi. Miałem trzy lata i siedząc na kolanach taty, patrzyłem jak sobie grają. W pewnym momencie, już jako pięciolatek, też chciałem zagrać. Okazało się, że zasady już w miarę ogarniam. Szachy. "W trzeciej klasie zostałem mistrzem Częstochowy podstawówek" - To była zabawa, dochodziłem jakąś figurą na ostatnią linię i zamieniałem ją na hetmana. Kiedy poszedłem do szkoły, zostałem zapisany na kółko informatyczne. Kiedyś odwołali nam zajęcia, zostałem na świetlicy. Na kółko informatyczne przechodziło się przez salę, na której było kółko szachowe. Zostałem, zagrałem tam partię i na dzień dobry... wygrałem z siódmoklasistą, który był wówczas wicemistrzem szkoły. Podobało mi się to, ale nie patrzyłem na szachy w kategoriach, "że jestem dobry". Nie zdawałem sobie z tego sprawy, sprawiało mi to radość. Do dziś pamiętam, że kiedy ten siódmoklasista wstał od szachów, to zadarłem głowę żeby na niego spojrzeć, o tak [Maciej Klekowski patrzy w sufit, przyp. aut.].Szachy pod tym względem są niesamowite!- To prawda. Warunki fizyczne, wzrost, wiek nie mają znaczenia (uśmiech), każdy z każdym może wygrać. Bardzo mi to się podobało, gra mnie coraz bardziej fascynowała. W trzeciej klasie zostałem mistrzem Częstochowy podstawówek. Z trenerami za dużo nie współpracowałem, ale rozegrałem mnóstwo partii w internecie. Na jednej z platform rozegrałem między siódmym a dwunastym rokiem życia dziesiątki tysięcy partii. W stu procentach wychowałem się właśnie na szachach błyskawicznych. Dlatego myślę, że mogę opisać siebie jako gracza intuicyjnego, w internecie na pewno rozegrałem ponad sto tysięcy partii. Myślę, że po rozegraniu takiej ilości partii dużo więcej widzę na szachownicy. Jestem w stanie więcej rozpoznać, nie licząc wariantów, tylko widzę mniej więcej gdzie coś się może wydarzyć. Być może ta intuicja nie jest w stu procentach naturalna, ale......ale być może to tak jak z muzykami. Ilość powtórzeń jest ważna. Żeby coś zaimprowizować, trzeba najpierw umieć zagrać określoną liczbę standardów.- Dokładnie. Jednak nietypowe w moim przypadku było to, że pierwszą książkę szachową, jednego z klasyków rosyjskich przerobiłem mając już 19 lat. A zajrzałem do niej tylko dlatego, że zacząłem wtedy trenować innych, wtedy pierwszego chłopczyka z Częstochowy i żeby coś mu pokazać - sam musiałem to przerobić. Przygotowując się do zajęć, zacząłem przerabiać tę książkę.Bardzo ciekawe! Zawsze wydawało mi się, że szachista musi przerobić wszystkie najsłynniejsze partie mistrzów sprzed lat - Laskera, Capablanki, Botwinnika, Fischera czy Kasparowa. Jak było w pana przypadku?- Można powiedzieć, że w stu procentach jestem samoukiem. Program komputerowy AlphaZero uczył się grać w szachy sam ze sobą a potem zmiażdżył program Stockfish, uznawany do tego momentu za mistrza wśród silników szachowych. Niesamowity impuls do rozwoju szachów wniosła ta maszyna... Śmieję się, że uczyłem się grać w szachy w podobny sposób, na własnych błędach. Bez analizy sławnych partii z przeszłości?- Tak, tylko swoje, własne. Choć wiadomo, że nie w stu procentach - kiedy miałem 11 lat, pojawił się Krzysztof Bulski [również pochodzący z Częstochowy arcymistrz, zmarły w zeszłym roku w wieku 33 lat, przyp. aut.]. Pokazał mi debiut czarnymi w obronie sycylijskiej, który grałem przez następne kilka lat. Bez teorii białymi sobie radziłem, ale czarnymi to jest tempo mniej i bez tego byłoby zdecydowanie trudniej. Jestem więc samoukiem, ale w odpowiednim momencie miałem też szczęście trafić na odpowiednich ludzi. Z Krzyśkiem było tak, że dostałem się na mistrzostwa Polski do lat 12 i w ferie zimowe codziennie przychodził do nas do domu i trenowaliśmy codziennie po pięć, sześć godzin.Był pan w stanie grać jako dziecko tyle godzin dziennie? Pytam, bo przy trzeciej rozgrywanej z rzędu partii zaczynam odczuwać znużenie...- Mnie szachy wciągnęły tak, że chciałem jeszcze i jeszcze (uśmiech). I cały czas to tak u mnie działa.Bez tego nic chyba. Musi być pasja, która napędza.- Trudno się do czegoś zmuszać. Da się oczywiście, ale wymaga to dużo więcej zaangażowania. Ile czasu poświęca pan szachom dziennie? Może pan określić się mianem szachisty profesjonalnego czyli utrzymującego się z szachów?- Obecnie nie tylko już gram, ale i uczę innych. Prowadzę szkołę szachową, jestem trenerem. Kiedy trenuje się innych, trudniej zabrać się do własnego treningu. Pięć-sześć godzin trenowania siebie to była w stu procentach przyjemność. Gdy trenuję innych, to też jest przyjemne, choć czasem również bardziej wymagające i męczące. Trudniej jest mi obecnie znaleźć czas dla siebie, żeby potrenować. Staram się go znajdować, ale obecnie jest to już trening luźniejszy niż dwa-trzy-cztery lata temu, zanim jeszcze założyłem szkołę. To jak wygląda pana przeciętny dzień?- Wstaję około 8, o 9 staram się poświęcić trochę czasu na własny trening, o jakieś dwie-trzy godziny. Przede wszystkim blitze [szachy błyskawiczne, przyp. aut.] w internecie. Choć na poziomie, na którym teraz jestem, trudno już robić progres samymi blitzami. Wymaga to dużo więcej pracy nad debiutami. Pandemia trochę zabrała motywacji do ciężkiego treningu, bo teraz trudno jakiś cel konkretny przed sobą postawić w szachach klasycznych, bo nie ma turniejów... Przez ostatnie dwa lata zagrałem chyba w trzech turniejach szachów klasycznych, to straszliwie mało... Dwa lata temu miałem cel, żeby wbić na poziom 2600 punktów rankingowych w ciągu trzech lat, teraz te cele się pozmieniały. Na razie daję sobie na wstrzymanie z szachami klasycznymi. Najważniejsze to trzymać radość z gry, żeby ta pasja była. A zajęcia szachowe z innymi zaczynam zazwyczaj koło 14, 15 i trwają do 20 najczęściej. Można powiedzieć, że cały dzień poświęcam szachom.To wymaga chyba także dobrej formy fizycznej. - Raz w tygodniu chodzę z kolegą na zajęcia tenisa stołowego. Można się zmęczyć. Gramy amatorsko, ale nie aż tak źle, żeby stać w jednym miejscu (uśmiech). Ruchu wtedy jest naprawdę bardzo dużo. Jak jest cieplej to na pewno rower, obecnie raczej spacery. Niestety nie jestem fanem siłowni... W domu czasem coś porobię, ale w czasach pandemii - zdecydowanie za mało. W trakcie mistrzostw Europy w Katowicach pokonał pan późniejszego mistrza Jana-Krzysztofa Dudę. - Przyznam, że spodziewałem się raczej, że turniej w szachach błyskawicznych będzie dla mnie rozgrzewką przed turniejem w szachach szybkich - z racji tego, że jestem aktualnym mistrzem Polski w szachach szybkich, zdobywcą Pucharu Polski z tego roku też. Spodziewałem się, że powalczę raczej w tej odmianie, byłem zresztą najwyżej rozstawionym zawodnikiem z Polski, z racji tego czułem nawet większą odpowiedzialność. Kto jak nie ja, w cudzysłowie (uśmiech). To miała być rozgrzewka. Szachy. Turniejowe motto? "Wszystko może się zdarzyć" - Zaczęło się średnio. W pierwszej partii grałem z nastoletnią Ukrainką, wygrałem ją po dosyć zaciętej walce, w drugiej był remis. Generalnie pierwszy mecz był bardzo ciężki. Potem udało się zdobyć 5,5 punktów na 6 możliwych, dwa następne mecze wygrałem 2-0. Potem znowu spotkałem zawodnika z Ukrainy, w tym turnieju szachiści stamtąd mi nie leżeli. W pierwszej partii, w końcówce miałem hetmana, gońca i trzy pionki przeciwko wieży, gońcowi i trzem pionkom. To była pozycja, która wymagała trochę techniki żeby wygrać. Kompletnie przegapiłem motyw związania przeciwnika, a on zdobył mojego hetmana w zamian za wieżę i partia skończyła się remisem. - Byłem w tak wielkim szoku, że poszedłem zgłosić wynik 1,5:0,5 po pierwszej partii (uśmiech), w głowie miałem zapisane, że punkt zdobyłem. Potem przeciwnik mi macha, że jeszcze jedna partia. Myślałem, że chodzi mu o butelkę, którą zostawiłem przy szachownicy (uśmiech). Ale kiedy wróciłem zobaczyłem, że przeciwnik przestawił butelkę, co mi uzmysłowiło, że mamy do rozegrania jeszcze jedną partię. No i będą w kompletnym szoku - przegrałem ją. Na szczęście do przerwy obiadowej był już tylko jeden mecz, udało mi się go wygrać 2-0, po dwóch bardzo zaciętych partiach. Do obiadu miałem 8 punktów na 10. Dalej byłem w trybie rozgrzewkowym, ciągle nie miałem wielkich oczekiwań. Moje motto w każdym takim turnieju brzmi "wszystko może się zdarzyć". A po przerwie obiadowej? - Coś mi się tam w głowie poprzestawiało, trochę się odblokowałem, wygrałem dwa mecze 2-0, potem z przeciwnikiem z Armenii pierwszą partię przegrałem, drugą wygrałem. Grałem na drugiej szachownicy, to był idealny wynik żeby ominąć Janka [Jana-Krzysztofa Dudę, przyp. aut.]. W kuluarach zastanawiałem się, że może uda mi się go ominąć i może doczłapię do jakiegoś fajnego miejsca. Następny mecz wygrałem 2-0 i trafiłem na silnego rywala - aktualnego mistrza Polski do lat 20 - Kubę Kosakowskiego. Po fajnych, ciekawych partiach wygrałem 2-0 i już nie było wyboru: trzeba było zagrać z Jankiem. - Dałem z siebie maksa. Im lepsi przeciwnicy, tym większa mobilizacja. Coś u mnie takiego jest, że mój poziom w miarę dostosowuje się do przeciwnika. Kiedy jest dobry - mobilizacja, koncentracja, adrenalina sprawiają, że w tego typu sytuacjach potrafię wspiąć się na wyżyny. Jak wyglądały partie z Janem-Krzysztofem Dudą?- Pierwsza partia zaczęła się dla mnie niezbyt obiecująco, bo Janek mnie bardzo mocno atakował. Miał dwa momenty, w których wydawało mi się, że mógł zagrać zdecydowanie lepiej, chodzi o posunięcia po których mógłbym mieć dosyć duże kłopoty żeby obronić się przed jego atakiem. Pozwolił mi jednak trochę pozycję uprościć, dzięki czemu okazało się, że to ja jestem stroną, która odparła atak przeciwnika, a na drugim skrzydle mogę kontrować. Janek wtedy chyba nie do końca przestawił się na tryb obronny. Jak już zauważył, że musi się brać, to już było dla niego za późno. Pierwsza partia zakończyła się tak, że nie miał już za bardzo z czego zbierać, kiedy zorientował się, że już jest źle. Będąc na fali w drugiej partii osiągnąłem przewagę. Okazało się, że Janek musiał oddać figurę za inicjatywę. Ale po dużych komplikacjach Janek pokazał w tej partii ogromną klasę: udało mu się wybronić, mimo że wydawało mi się, że tę partię gram dosyć dobrze. Janek moje groźby odparł. Partia zakończyła się trzykrotnym powtórzeniem pozycji, co kończy ją remisem. Nadeszła ostatnia runda turnieju. - Janek był pół punktu przede mną, ja mam punkt przewagi nad trzecim zawodnikiem. Mam podejście, które wielu ludzi szokuje, a ja bardzo je lubię: po spojrzeniu na wyniki powinienem... być w dziesiątce. Zagram dwie ostatnie partie i zobaczymy, co osiągnę... Wydaje mi się, że moje podejście pozwala walczyć z tą ogromną presją, ze świadomością, że oto walczę o podium, o medal... Skupiam się tylko na tym żeby dobrze zagrać następną partię. Przy mobilizacji nie tracę sił na opanowywanie stresu, skupiam się na samej grze. Wydaje mi się, że to jest bardzo pomocne. Zdobyłem to wicemistrzostwo Europy... Według rankingów jestem zawodnikiem na 20-25 miejscu w Polsce, a wyniki są lepsze - oprócz tego wicemistrzostwa - również wicemistrzostwo Polski w szachach błyskawicznych, mistrzostwo w szybkich. Szachy. Teraz mistrzostwa świata w Warszawie - W ostatniej rundzie pierwszą partię wygrałem, drugą przegrałem. Niedosytu nie było, raczej radość. Myślałem, że Janek ostatnią rundę wygrał 2-0, dopiero potem dowiedziałem się, że też przegrał drugą partię. Niedosyt mógłby być gdybym w tej ostatniej partii miał jakieś szanse na zwycięstwo, ale ona potoczyła się tak, że rzuciłem się z atakiem na przeciwnika i okazało się, że nie był on do końca przygotowany (uśmiech). Przeciwnik zrobił co należało: odparł mój atak i miał bardzo łatwą kontrę. Na dobrą sprawę nie stworzyłem sobie szansy żeby tę partię wygrać. Właśnie z tego względu nie mogę mieć niedosytu. Czy szachy mogą pójść w stronę specjalizacji? Czy jedni zawodnicy będą skupiali się na szachach tradycyjnych, inni na szybkich a jeszcze inni na błyskawicznych? - To ciekawe zagadnienie. Świat się rozwija. Wydaje mi się, że w mediach te szachy szybkie i błyskawiczne mają zdecydowanie większy potencjał. Szachy przechodzą do internetu i jeśli chodzi o potencjał e-sportowy to na pewno przyszłość te odmiany. Turniejów w szach błyskawicznych i szybkich jest coraz więcej, to się bardzo dobrze sprzedaje. - Szachy klasyczne? Wiadomo: to piękna dyscyplina, ale przeciętny telewidz często nie ma czasu, kibicowi często trudno wygospodarować czas żeby przez kilka godzin śledzić przebieg jednej partii. Wydaje mi się, że może nie w najbliższych latach, ale 10-15 być może inaczej będzie patrzeć się na te szybsze odmiany. Tradycją są jednak szachy klasyczne i wielu zawodników ciągle podchodzi do tego tak, że są najważniejsze. Ja też uważam, że szachy klasyczne są najważniejsze. Pytanie - jak to postrzeganie będzie wyglądało w przyszłości. Szansą na to żeby szachy się jeszcze bardziej wybiły będzie chyba przyspieszenie tempa... Zobaczymy. Startuje pan w mistrzostwach świata w szachach błyskawicznych i szybkich, które już 26 grudnia rozpoczną się w Warszawie?- Tak. Liczę na to, że szachowo jestem przygotowany, a cała reszta to kwestia dobrej regeneracji. Jak będzie? Turniej w Katowicach przekonuje, że cokolwiek bym panu odpowiedział to życie i tak może napisać własny scenariusz (uśmiech). Już nie podchodzę do tego, że jakiś turniej jest ważniejszy lub mniej. Wystartuję zarówno w szachach błyskawicznych, jak i szybkich i zobaczymy co z tego wyjdzie. rozmawiał: Paweł Czado *** Maciej Klekowski (ur. 1992 w Częstochowie). Wicemistrz Europy w szachach błyskawicznych (2021), wicemistrz Polski w szachach klasycznych (2015), mistrz Polski w szachach szybkich (2020), wicemistrz Polski w szachach błyskawicznych (2020), pierwszy w historii internetowy mistrz Polski (2020), zdobywca Pucharu Polski (2020). PS Partia między nami zakończyła się oczywistym rezultatem. Ale i tak będę się chwalił, że zbiłem mistrzowi wieżę, laufra, konia i dwa piony!