- Poszło zgodnie z planem. Była taka umowa z trenerem Włodzimierzem Zawadzkim, że jeśli będę czuł się dobrze na początku pojedynku, to atakuję i narzucam swój styl walki. Ale jeśli coś będzie nie tak, wtedy podchodzimy do tego pojedynku taktycznie. Po 30 sekundach trochę słabiej się poczułem i uznałem, że trzeba tę walkę rozegrać taktycznie, a przez to być zawodnikiem nieco pasywnym. To się udało, co zauważyli sędziowie - radował się 31-letni Arkadiusz Kułynycz, medalista mistrzostw świata seniorów i igrzysk europejskich. Kułynycz rozumie rozpacz rywala. "Ja celuję w łzy szczęścia" W niedużej odległości od dziennikarzy stał jego mentor, wspomniany trener klubowy Włodzimierz Zawadzki (głównym szkoleniowcem jest Józef Tracz). Jedna z legend tego sportu w naszym kraju, mistrz olimpijski (kat. 62kg) z 1996 roku z Atlanty. Chwilę wcześniej, zanim na horyzoncie pojawili się Kułynycz i trener Zawadzki, w strefie wywiadów zameldował się Carlos Munoz. Kolumbijczyk, który chwilę wcześniej walczył do utraty tchu na macie, zbudowany jak gladiator, zaczął płakać. Cały dygotał z emocji i szlochał, oparł czoło na ramieniu jednego ze swoich trenerów i nie mógł się opanować. Szkoleniowcy patrzyli po sobie i też ogarniał ich żal, ale wiedzieli, że w tym momencie oni nie mogą pokazać swoich emocji. Przypominający w tych chwilach bezradnego chłopca Munoz musiał poczuć, że ma oparcie w ich silnych ramionach. I dopiero po kilku minutach, gdy podszedł do niego jeden z kolumbijskich dziennikarzy, zebrał się w sobie. To jedne z tych chwil, których nie widać w obrazku telewizyjnym, a ja za kulisami mogę zobaczyć z bliska, jak potwornie boli porażka w sporcie na najwyższym poziomie. Kułynycz kontra Bełeniuk. "Mam nadzieję, że w małym finale się odgryzę" Wróćmy do przebiegu starcia z Munozem, a więc przytomnej decyzji Kułynycza, gdy tylko poczuł, że trzeba szukać sposobu na przeciwstawienie się Kolumbijczykowi. - Poszedłem do parteru. Oczywiście warunkiem było wybronienie akcji rywala i wszystko poszło zgodnie z planem. A od drugiej rundy zacząłem narzucać swój styl walki. W zapasach tak to wygląda, że jeśli jeden zawodnik dostaje w pierwszej rundzie możliwość ataku w parterze, zazwyczaj w drugiej rundzie sędziowie dają też oponentowi taką szansę. Obserwujemy zawody i wiedzieliśmy o tym. A dzięki mojej przewadze, która wywołała pasywność u Kolumbijczyka, zdobyłem punkt - drobiazgowo opowiadał nasz 31-letni reprezentant. Widać było, że polował zwłaszcza na jedną akcję, to znaczy starał się wykonać swój koronny "wózek", co spowodowało, że przeciwnik został ukarany. - Wtedy łapał mnie za palce, co jest zabronione i stracił dwa punkty, więc później już nie musiałem kontynuować akcji. Wiedziałem, że dowiozę zwycięstwo do końca - zaznaczył. Nasz zawodnik zdaje sobie sprawę, jak potężnym wyzwaniem będzie starcie w walce o brąz z Ukraińcem Bełeniukiem. To mistrz olimpijski z Tokio, a ogólnie dwukrotny medalista IO, ponadto multimedalista mistrzostw świata i Europy (kolejna dwa i trzy złote medale na koncie). Słowem, 33-latek z Kijowa to jeden z największych asów tego sportu ostatnich lat. Arkadiusz Kułynycz na koniec pokłonił się m.in. swojej koleżance ze sportów walki, 20-letniej finalistce olimpijskiej w boksie Julii Szeremecie. - Oglądałem półfinałową walkę Julii, a także mecze siatkarzy, moich kolegów. Bardzo się cieszę, jestem dumny, że Polacy zdobywają medale. Mam nadzieję, że dzisiaj wieczorem dołączę do tego zaszczytnego grona - postawił pieczęć na rozmowie zawodnik klubu Olimpijczyk Radom. Artur Gac, Paryż