Arkadiusz Kułynycz nie spełni swojego wielkiego celu. Pragnął wrócić z Paryża minimum z brązowym medalem, a tak naprawdę celował w pełną pulę - wierzył, że stać go pokonać wszystkich rywali w kategorii 87 kg, która zdaniem wielu uchodzi za najmocniejszą na świecie. Arkadiusz Kułynycz: Wyobrażałem sobie, że wysłucham "Mazurka Dąbrowskiego" - Szkoda, szkoda... Teraz na gorąco jest mi przykro, ale myślę, że za niedługo będę mógł być szczęśliwym sportowcem i człowiekiem. Bo sądzę, że godnie reprezentowałem siebie, swoją rodzinę, swój klub i całą Polskę - mówił 31-letni zawodnik klubu Olimpijczyk Radom, a ja nawiązałem do naszej rozmowy odbytej tuż po wygranym repasażu, który dał zawodnikowi przepustkę do walki o brązowy medal. Kułynycz zapytany o płaczącego chwilę wcześniej przeciwnika z Kolumbii Carlosa Munoza, odparł iż sam ma nadzieję, że po walce o brąz przyjdzie do nas ze łzami szczęścia... - Teraz te łzy cisną się do oczu. Ogrom pracy, poświęcenie... - zawiesił głos medalista mistrzostw świata seniorów (2021) i igrzysk europejskich (2019), a także wielokrotny mistrz Polski. Przez całą, kilkunastominutową rozmowę, walczył z emocjami tak, jak z Żanem Bełeniukiem na macie. Ale tak skutecznie ściskał oczy i mrużył powieki, że wytrzymał, łzy nie spłynęły mu po policzkach. Jednak widać było, że trawi go ogromne poruszenie. - Przed igrzyskami wyobrażałem sobie, że będę tutaj ze złotym medalem, że wysłucham "Mazurka Dąbrowskiego". I z takim przeświadczeniem tutaj przyjechałem, to cały czas towarzyszyło mi w głowie. Szkoda. Myślę, że w swojej karierze już dużo zapłaciłem frycowego. Kontuzje, nie kontuzje, walki z działaczami, koronawirus. Ciężko teraz powiedzieć, mam nadzieję, że jeszcze będę mógł dać wam, kibicom i swojej rodzinie radość z tego, że będę mógł nadal dumnie reprezentować nasz kraj - mówił wyśmienity zapaśnik. Ta rozmowa pokazała ważną rzecz: jeśli ktoś przez pryzmat uprawianego sportu i postury klasyfikuje kogoś takiego, jak Kułynycz, jako "zimnego zakapiora", byłby w zupełnym szoku, mogąc współuczestniczyć w tej rozmowie. Przede wszystkim okazało się, że 31-latek jest niezwykle rodzinnym człowiekiem, emocjonalnym, a przy tym świetnie wysławiającym się sportowcem. Jeśli żona Arkadiusza zapozna się z jego wypowiedziami, otrzyma publicznie bardzo mocny dowód na to, jak ważna jest dla swojego małżonka. Nasz wojownik bagatelizował ciężką kontuzję kolana, którą odniósł dwa lata temu, a którą przypomniał drugi trener kadry Józef Tracz. Podobnie jak obrażenia, których nabawił się w walce z mistrzem olimpijskim z Tokio, Żanem Bełeniukiem. - Sam nie wiem, jak to się stało w walce. Chyba dostałem w głowę łokciem przy drugim ataku w parterze. Rozcięcie głowy trochę wybiło mnie z rytmu, a Bełeniuk w tym momencie był trochę podmęczony. Owijanie mojej głowy trwało około minuty, bo krew dosyć mocno leciała, co moim zdaniem pomogło mu się zregenerować. Ale to nie jest żadne wytłumaczenie, zapasy to sport kontaktowy. W tej walce Bełeniuk był lepszy - przyznał nasz zawodnik. - Zdrowie i serce zostało na macie, tak jak zapowiadałem. Przyjechałem tutaj po to, żeby zdobyć medal, choćby miało to być okupione krwią. Jest mi przykro, bo byłem gotowy na to, aby zrealizować swój cel. Szkoda, że dzisiaj bez happy-endu - nie mógł się pogodzić zawodnik w talii pierwszego trenera kadry Włodzimierza Zawadzkiego. Ten szlachetny sport walki, jakim są zapasy, ukształtował naszego wojownika. Arkadiusz ożywił się na pytanie o to, jak niesamowitą lekcję życia odbiera przez 24 lata zajmowania się tą szermierką na macie. - Zdecydowanie zapasy ukształtowały mnie jako sportowca i człowieka. Myślę, że dzięki nim mam wszystko to, co dzieje się w moim życiu. Na zgrupowaniu poznałem moją żonę, jesteśmy małżeństwem, mamy dwie wspaniałe córki. Maria ma 6 lat, a Hania 1 rok - i po tych słowach też wytrzymał, ale musiał wziąć bardzo głęboki oddech. Tak po prawdzie niewiele zabrakło, aby odpowiedź Kułynycza, która stanowi wstęp do tego materiału, w ogóle nie ujrzała światła dziennego, gdyby nie dociekliwość jednej z koleżanek. Już na koniec wróciła do wypowiedzianych przez sportowca słów o "walce z działaczami", prosząc o więcej szczegółów. I dopiero wtedy reprezentant Polski postanowił ujawnić tę... I tu każdy może wstawić, jego zdaniem, najlepiej pasujące słowo. Artur Gac, Paryż