Panewniki, południowa dzielnica Katowic, kojarzy się z neoromańską bazyliką franciszkanów do której co roku zjeżdżają się tłumy żeby zobaczyć szopkę bożonarodzeniową. Można tam jednak także... uprawiać także sztuki walki na wysokim poziomie. Wywodzi się stamtąd 27-letni Krzysztof Mariańczyk, który zdobył właśnie mistrzostwo Europy w kick-boxingu. W belgijskim Lommel podczas gali "Fight of the borders" wywalczył mistrzostwo federacji WFCA (-76 kg), to organizacja wywodząca się właśnie z Beneluksu. Mariańczyk właśnie tam zdobył sobie renomę. Walka z obrońcą tytułu pod kontrolą Jak wyglądał pojedynek o mistrzostwo Europy? - Walka toczyła się na pełnym dystansie pięciu rund i od początku do końca była pod moją kontrolą. Przeciwnik - Mitch "The Farmer" Kuijpers - to Holender. To była jego ostatnia, pożegnalna walka - relacjonuje Polak. Kuijpers jest również mistrzem świata, ale pojedynek w Lommel nie był o tę stawkę. Mariańczyk został mistrzem w formule K1, najtwardszej odmianie kick-boxingu, trochę zbliżonej do muay thai. Można w niej zadawać ciosy pięściami, stopami, dodatkowo jeszcze kolanami, jak w muay thai. Różnica jest taka, że nie wolno zadawać ciosów łokciem a w klinczu można zadać tylko jeden cios kolanem, potem trzeba rywala puścić a chcąc zadać kolejny, znowu trzeba wejść w zwarcie. W muay thai można przeciwnikowi zawiesić się na szyi i tych kopnięć kolanem zadać kilka... - Trenuję sporty walki o 13 lat. Jako nastolatek chciałem zadbać o siebie, umieć się obronić. Chłopaki z osiedla pchali mnie w treningi, szybko zauważyli, że mam smykałkę. Potencjał był więc trzeba było go wykorzystać (śmiech). Zaczynałem od MMA, potem przeszedłem do kick-boxingu, to niespotykane, bo z reguły dzieje się odwrotnie - uśmiecha się mistrz Europy. Trenował w klubie Paco Katowice z Giszowca ze szkoleniowcem Witoldem Kostką, potem w sosnowieckim Chwałek-Team ze szkoleniowcem Rafałem Chwałkiem. Do dziś obu trenerom jest wdzięczny. Benelux żyje sportami walki Trudno jednak z tego wyżyć, Mariańczyk jako młody chłopak wyjechał w poszukiwaniu pracy zagranicę. Pracował na budowie. W belgijskim Genk po pracy zaczął trenować muay-thai, bardzo twardą odmianę sztuki walki, dozwolone w niej są uderzenia łokciem w nos. W Tajlandii widziałem jak od takich uderzeń nosy pękały. Polak jednak pokazał, że jest dobry i nie pęka. W Belgii piął się w hierarchii, stawał się coraz bardziej znany. W tej chwili bilans Polaka w tej formule to 10 zwycięstw i dwie porażki. Obie Mariańczyk pamięta - przegrał w Belgii z Hafidem Abdelem, urodzonym w Holandii Marokańczykiem. - Właśnie z nim miałem walczyć o pas, wybrał jednak inną propozycję - mówi Polak. Chce z nim walczyć żeby mu się zrewanżować. Wiadomo już, że do tej walki ma dojść w grudniu. Wcześniej będzie walczył jeszcze w Polsce. Druga porażka zdarzyła się z bardzo dobrym Słowakiem Pavolem Garajem. Trenować siebie i innych W Beneluksie sztuki walki, w których rywalizuje Krzysztof Mariańczyk są obecnie bardziej popularne niż w Polsce, mistrzowie tam mają renomę, są rozpoznawalni na ulicy. - Najlepsi kick-bokserzy są traktowani jak piłkarze w Polsce - porównuje. Pandemia i związane z nią restrykcje sprawiły, że Mariańczyk zdecydował się wrócić jednak w rodzinne strony. Postanowił otworzyć z dwoma kolegami własny klub sztuk walki. Kuźnia Fight Club znajduje się w Panewnikach przy ul. Kuźnickiej. CZYTAJ TAKŻE: Piotr Żyła: Rozmawiałem z nowym trenerem i wrażenia mam pozytywne Klub składa się z salki do toczenia walk oraz z salki do treningów personalnych. W tym tygodniu rozpoczyna zajęcia z nowymi sekcjami. Grupa dla dzieci ruszy po skończonym remoncie szatni. Kick-boxing wypełnia mu teraz życie - trenuje siebie i innych, poświęca temu większość czasu. - Myślę, że to dobry krok - uważa. Chce realizować marzenia: żyje sportem, a chciałby żyć ze sportu - co w naszych realiach nie jest łatwe. - Ludzie myślą, że z tego są wielkie kokosy, ale to nieprawda. To codzienne haratanie - mówi mistrz Europy, jednak nie ma zamiaru narzekać: kocha co robi. Paweł Czado