Zanim przyszedł czas na fanfary i przecięcie wstęgi, wszystko rozpoczęło się według właściwej kolejności. Jako że punktem całodziennego programu był Memoriał Dębickich Mistrzów, najpierw liczna grupa gości odwiedziła cmentarze, by oddać hołd tym, których już nie ma między nami, a właśnie ku ich chwale odbywa się święto zapasów w mieście. Wieńce i znicze udekorowały groby m.in. Kazimierza Lipienia, Ryszarda Świerada i Jana Michalika, którzy przez lata zdobywali medali najważniejszych imprez sportowych, na czele z igrzyskami olimpijskimi, mistrzostwami świata i mistrzostwami Europy. Poza rzecz jasna najbliższymi, byłym kolegom pokłonili się między innymi Roman Wrocławski, Wacław Orłowski, a także choćby były rywal z Siły Mysłowice, którego życiorys to scenariusz na pasjonujący film, Czesław Kwieciński. Zaduma ogarnęła także mieszkającego w Dębicy Józefa Lipienia, który od 2005 roku chodzi na grób swojego nieodżałowanego brata-bliźniaka. "Przeżywam to bardzo...". Anna Michalik obok portretu śp. męża Jana Michalika Następnie cała zapaśnicza brać, ale także władze miasta, na czele z burmistrzem Dębicy Mateuszem Kutrzebą, udała się na ulicę Słoneczną, gdzie przy całorocznych kortach tenisowych nastąpiło uroczyste otwarcie "Izby Pamięci". - Wiesz, bo wielokrotnie razem rozmawialiśmy, trochę się przeliczyłem - w pierwszych słowach powiedział mi Czesław Korzeń, tuż po przecięciu wstęgi w progu "Izby Pamięci", czego dokonali legendarny Józef Lipień (wicemistrz olimpijski z Moskwy z 1980 roku), przedstawiciel młodszego pokolenia byłych zawodników Andrzej Tomaszewski (brązowy medalista akademickich mistrzostw świata z 1996 roku) oraz obecny prezes i sponsor autonomicznej sekcji zapaśniczej, Janusz Urbanik. I już to zdanie, przywołane we wstępie tego akapitu pokazuje, z jakiego formatu byłym zawodnikiem i trenerem mamy do czynienia. Na dobrą sprawę 86-letni nestor Korzeń mógłby chcieć komplementować się na wszystkie sposoby, bowiem porwał się na przedsięwzięcie, które - umówmy się - osoby w jego wieku chcą co najwyżej oglądać i zwiedzać, a nie sami wznosić. Zrobił to, nakładem własnych środków finansowych, a mimo wszystko na końcu czuje swego rodzaju niedosyt, bo z wszystkim, czym zajmował się wcześniej, był w stanie uwinąć się szybciej. Rzeczywiście pragnął, aby uroczystość odbyła się już w 2022 roku, gdy Polski Związek Zapaśniczy świętował 100-lecie istnienia. - Duże hale budowałem w pół roku i już były do użytku, a takiej izby, w gruncie rzeczy małego pawiloniku, nie mogłem dokończyć. I powiem szczerze, mimo otwarcia, nadal mam tutaj parę rzeczy do zrobienia. Cieszę się z frekwencji, że tyle osób zechciało w tym współuczestniczyć, przyjeżdżając z Warszawy, Krakowa, Katowic Rzeszowa, czy Gorlic - uśmiechnął się mój rozmówca, a za wsparcie duchowe i wyrozumiałość pokłonił się obecnej u swojego boku małżonce, pani Barbarze. Patrząc jednak po reakcjach gości, którzy zjawili się na otwarciu "Izby Pamięci", nikt nie "rozlicza" Czesława Korzenia z tempa prac, które z własnej woli wziął na siebie, ale z końcowego dzieła, które ma wielki walor. Z zewnątrz niewielki budynek tworzą przede wszystkim portrety czempionów zapasów w barwach Wisłoki, ale także najbardziej zasłużonych działaczy i trenerów. Swoje miejsce, na znajdującej się obok specjalnej tablicy, ma także piątka medalistów olimpijskich z Atlanty z 1996 roku. Polska rzuciła wówczas świat na kolana, a trenerem kadry w stylu klasycznym był wielki wychowanek dębickiego klubu, wspominany już Ryszard Świerad. Z kolei wewnątrz pawilonu jest mnóstwo medali, jedne w przeszklonej gablocie, inne wystawione na meblach. Do tego statuetki, nagrody, wiele gadżetów, zapaśnicza literatura, a nawet akcenty golfowe i tenisowe, jako że pan Czesław jest zapalonym pasjonatem obu tych dyscyplin. To między innymi pojawienie się wdów po wielkich mistrzach, pań Anny Michalik i Jadwigi Świerad, pokazywało, jak cenne jest to miejsce. Wielkiego wzruszenia nie ukrywała pani Anna Michalik, która razem z synem i goszczącym Czesławem Kwieciński ustawiła się do zdjęcia pod tablicą, na której widnieje jej świętej pamięci mąż, zmarły w 2022 roku. Przeszło pół wieku temu, 28 kwietnia 1972 roku, Jan Michalik przeszedł do historii zapasów, zostając pierwszym polskim mistrzem Europy w "klasyku", czyli mającym długą historię stylu grecko-rzymskim. A rok później, w Teheranie, sekundy dzieliły go, aby znów, jako pierwszy Polak, zostać tym razem mistrzem świata. Z maty schodził jednak, z uwagi na kontrowersyjny werdykt, z nieformalnym tytułem "moralnego mistrza globu". - Oj bardzo, bardzo duże emocje są we mnie, gdy otwierane jest takie miejsce. Przeżywam to bardzo... - zawiesiła głos pani Anna, odwracając głowę i wzrok w kierunku portretu. - Cały czas z Jasiem rozmawiam, jak się kładę mówię mu "dobranoc", a gdy jest ciężko to proszę, by pomógł swojej "Niuni", bo tak zawsze do mnie mówił. Gdy mieliśmy małe dzieci, a on był w rozkwicie kariery i non stop nie było go w domu, to mówiłam o sobie "ni wdowa, ni rozwódka", ale jak już był, to naprawdę się poświęcał i postępował tak, jakby chciał wszystko odrobić z naddatkiem - wspominała pani Anna. W Dębicy pojawił się także nieobecny długie lata w Polsce, enfant terrible polskiego sportu Roman Wrocławski (wkrótce osobna rozmowa z mistrzem świata wagi ciężkiej z 1982 roku), który obecnie dzieli życie na USA i ojczyznę. Następnie wszyscy obrali kierunek na halę sportową, gdzie w centralnym punkcie znaleźli się zawodniczki i zawodnicy. Tym razem frekwencja była niższa od tej, jaka miała miejsce w kwietniu, gdy odbył się tutaj wyjątkowy turniej, związany z ustanowionym w Dębicy "rokiem braci Lipieniów". Na dwóch matach rywalizowało 68 młodych sportowców, którzy marzą o tym, by pójść w ślady wielkich mistrzów. Oglądaliśmy, w tym m.in. prezes Polskiego Związku Zapaśniczego Andrzej Supron, wiele naprawdę emocjonujących walk, a chęć zwycięstwa była tak duża, że po przegranej niektórzy zalewali się łzami, iż tym razem to ręka rywala poszła w górę. Jednym z uśmiechniętych zawodników był 10-letni Kacper Szydło, reprezentujący klub Olimpijczyk Radom. Chłopiec trenuje zapasy od pięciu lat i, jak słyszymy, ma w sobie to "coś". Zgarnął już mnóstwo medali i zdążył się przyzwyczaić, że głównie wygrywa. W Dębicy stoczył trzy walki, pokonując wszystkich rywali w kat. 34 kilogramy, a na co dzień rywalizuje w kategoriach o jeden, a nawet dwa kilogramy lżejszej. - To jest proszę pana mój 25 złoty medal. Mam jeszcze dwa srebrne i brązowy - powiedział mi Kacper, który chodził na piłkę nożną, ju-jitsu, aż pewnego razu mama zaprowadziła go właśnie na zapasy. - Spodobało mi się i tak zacząłem swoją karierę - dodał chłopiec, a jak się okazuje słowa "kariera" padło nieprzypadkowo, bo zapewnia, że już bardzo poważnie traktuje ten sport. Złoci bliźniacy. Tak przenieśli stolicę do Dębicy. Ewenement na skalę światową - bracia Lipieniowie - Prawie wszyscy z moich najbliższych kolegów chodzą na piłkę, a tylko ja na zapasy - uśmiechnął się zawodnik, który daleko nie musi szukać inspiracji, bo najczęściej trenuje go Łukasz Fafiński, a także nierzadko pobiera nauki od mistrza olimpijskiego z Atlanty Włodzimierza Zawadzkiego (kat. 62). Czyli szkoleniowca olimpijczyka z Paryża, Arkadiusza Kułynycza, w którego ślady chciałby pójść mój rozmówca. - Ja też chciałbym kiedyś pojechać na igrzyska olimpijskie. Już sam wyjazd byłby fajny, ważne żebym wyjechał, a cel w postaci medalu może bym sobie założył na kolejne igrzyska - otwarcie powiedział Kacper Szydło, dodając, że w Dębicy rywalizował po raz trzeci, lecz dotąd nie zagłębiał się w historię legendarnych mistrzów, na cześć których odbywają się zawody. - Coś tam kiedyś mi opowiadali, słuchałem, ale jakoś mocniej jeszcze się nie zainteresowałem. Bardziej znam naszego olimpijczyka, Arkadiusza Kułynycza, który walczył teraz w Paryżu - przyznał. I właśnie ta idea, krzewienia pamięci o polskich medalistach, także przyświecała twórcy "Izby Pamięci", Czesławowi Korzeniowi. Artur Gac, Dębica