Partner merytoryczny: Eleven Sports

Nie żyje Czesław Korzeń, twórca potęgi "stolicy polskich zapasów". Zostawił po sobie Izbę Pamięci

We wtorek w wieku 86 lat zmarł Czesław Korzeń, twórca potęgi dębickich zapasów w latach 70. w klubie Wisłoka. Wieloletni zawodnik, działacz, społecznik i człowiek, który do końca swoich dni emocjonował się sportem i miał wielki apetyt na życie. Zapalony tenisista, miłośnik gry w golfa i twórca niesamowitego dzieła - "Izby Pamięci", którą uroczyście otworzył we wrześniu 2024 roku.

Czesław Korzeń zmarł dzisiaj w szpitalu w Rzeszowie
Czesław Korzeń zmarł dzisiaj w szpitalu w Rzeszowie/debica.tv/

Z nestorem polskich zapasów miałem przywilej poznać się wiele lat temu, gdy zacząłem zgłębiać historię najwybitniejszych polskich zapaśników, na czele z braćmi Kazimierzem i Józefem Lipieniami, którzy byli podopiecznymi trenera Czesława Korzenia w Wisłoce Dębica. Klub z tego oponiarskiego miasta był wtedy hegemonem nie tylko na arenie krajowej, ale także fenomenem w skali światowej.

Czesław Korzeń, legenda dębickich zapasów, nie żyje

Wyczynem, który dębickie zapasy wyniósł na absolutne wyżyny i sprawił, że Wisłoka ze "stolicy polskich zapasów" awansowała do miana "światowej metropolii", były mistrzostwa świata w Teheranie w 1973 roku. Niewiarygodne, ale z sześciu medali "klasyków" dla reprezentacji Polski, aż pięć zdobyli zapaśnicy "biało-zielonych". Bracia Lipieniowie sięgnęli po złote medale, 18-letni wychowanek Świerad i Jan Michalik wywalczyli srebra, a na najniższym stopniu podium stanął Andrzej Skrzydlewski. Po tym wyczynie wielu chciało zobaczyć na własne oczy, w jakich "luksusach" Wisłoka wykuwa takie sukcesy, a prawda jest taka, że warunki były iście spartańskie.

- Tak było, z zagranicy przybywali głównie goście z Norwegii i Szwecji, gdzie później z powodzeniem pracowali nasi zawodnicy. Pewnie myśleli, że mamy tu cuda, a myśmy trenowali w zwykłej "norze" w podziemiach pawilonu klubowego. Salka miała 10 na 10 metrów i tylu chłopa pracowało w takiej ciasnocie. Mata ledwo się mieściła. Jak ktoś rzucił mocniej, to mógłby wybić dziurę w ścianie. Po sąsiedzku była sala ciężarowców, z której też korzystaliśmy - opowiadał mi dziarski pan Czesiu podczas jednego z naszych rozlicznych spotkań. Właściwie tradycją stało się dla mnie, że za każdym razem, gdy pojawiałem się w Dębicy u moich dziadków, obowiązkowo odwiedzałem także pana Korzenia. Spotykaliśmy się w jego daczy w Latoszynie lub w "Izbie Pamięci" w Dębicy.

Gdy kilka lat temu zapragnął wybudować "coś", co zostawi po sobie w dowód miłości do zapasów i sportu, inwestycja przy ulicy Słonecznej stała się jego oczkiem w głowie. Wiele osób było pełnych podziwu, że oto przedsiębiorca w tym wieku, który przeżył wielu z plejady swoich najwybitniejszych podopiecznych, wznosi dzieło, które ma być "żywym" miejscem. Miejscem, gdzie młode pokolenie dębiczan i uczniów podkarpackich szkół pozna historię 42 międzynarodowych medali, ze złotem igrzysk olimpijskich włącznie, a w starszych gościach odżyją wspomnienia.

Niemal każdą wolną chwilę spędzał najpierw na placu budowy, który szybko przybierał właściwe kształty. Momentami denerwował się, że gdyby był młodszy, to szybciej uporałby się z inwestycją, ale to tylko pokazywało, jak nieprzeciętną jest postacią na swój wiek. - Panie Czesiu, spokojnie. Potrwa to troszkę dłużej, ale miejsce pięknieje w oczach - nieraz powtarzałem. Uroczyste otwarcie odbyło się we wrześniu 2024 roku, a pan Czesław z małżonką, panią Barbarą, pełnił rolę wzruszonego mistrza ceremonii.

Dzieło życia zostawił dla potomnych w Dębicy

- Wiesz, bo wielokrotnie razem rozmawialiśmy, trochę się przeliczyłem - w pierwszych słowach powiedział mi tuż po przecięciu wstęgi w progu "Izby Pamięci". - Duże hale budowałem w pół roku i już były do użytku, a takiej izby, w gruncie rzeczy małego pawiloniku, nie mogłem dokończyć. I powiem szczerze, mimo otwarcia, nadal mam tutaj parę rzeczy do zrobienia. Cieszę się z frekwencji, że tyle osób zechciało w tym współuczestniczyć, przyjeżdżając z Warszawy, Krakowa, Katowic, Rzeszowa, czy Gorlic - uśmiechnął się mój rozmówca, a za wsparcie duchowe i wyrozumiałość pokłonił się pani Basi.

Pochodzący z Ropy koło Gorlic, Korzeń zainteresował się walką na macie późno, już jako 19-latek, w dość przypadkowych okolicznościach. W owym czasie parał się boksem, który trenował od 1956 roku. Szło mu na tyle dobrze, że rok później wygrał rozgrywany w Łabędach, nieopodal Gliwic (tam mieszkał od 1954 roku, otrzymawszy nakaz pracy w jednym z zakładów) turniej z okazji Narodowego Święta Odrodzenia Polski, mając "nieskazitelny" bilans dziewięciu zwycięstw i ani jednej porażki. Zwycięstwo okupił jednak mocno poobijanym ciałem. Wtedy jego wzrok przykuła rywalizacja zapaśników, która odbywała się na drugim końcu stadionu.

- Pomyślałem sobie, że pójdę popatrzeć. I spostrzegłem, jak rzucony na łopatki zawodnik wstał, otrzepał się i uśmiechnięty, nie odczuwając bólu, zszedł z maty. A w boksie, nawet jeśli wygrasz, zazwyczaj też zbierasz lanie. Dlatego od razu uznałem, że muszę się wziąć za zapasy i po trzech miesiącach już byłem w Dębicy, gdzie ściągnął mnie mój stryjek, który był księdzem - opowiadał Korzeń, którego nominalną kategorią była waga kogucia.

Nasz bohater bardzo szybko zaczął łączyć obowiązki zawodnika z rolą trenera, przez dziesięć lat prowadząc grupę juniorów, z której wyrósł m.in. Świerad. Sam też odnosił sukcesy, które zapisały go na kartach historii klubu: w 1960 roku wywalczył pierwszy w dziejach Wisłoki medal, stając na trzecim stopniu podium mistrzostw Polski seniorów, a cztery lata później znów przeszedł do legendy - zdobył pierwsze złoto dla "biało-zielonych". W międzyczasie odniósł największy sukces w karierze, przywożąc srebrny medal z Festiwalu Młodzieży i Studentów w Helsinkach (1962 r.).

Pasja do życia i sportu - taki do końca był Czesław Korzeń

W końcu stery pierwszego trenera przejął w 1970 roku, zastępując Tadeusza Popiołka (tym samym został czwartym w kolejności opiekunem seniorów, poczynając od inicjatora i założyciela sekcji Ludwika Budzyńskiego, po będącego w klubie przez dwa lata Emila Grossa), z powodzeniem pracując z naszpikowanym sławami zespołem do 1982 roku. Zwieńczeniem były tytuły mistrzów świata Ryszarda Świerada i Romana Wrocławskiego w Katowicach. W ciągu tuzina lat podopieczni Korzenia wywalczyli 42 medale w imprezach rangi międzynarodowej, czyli igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy. W tej statystyce nie ma mistrzostw Polski, bo tu trener stracił rachubę.

Mimo tak zaawansowanego wieku, Czesława Korzenia nadal ciągnęło do gry w tenisa, a także sięgał po kije do golfa. "Izbę Pamięci", która na elewacji jest przyozdobiona fotografiami największych mistrzów tego sportu, jacy reprezentowali barwy Wisłoki i nie tylko, nieustannie upiększał, dokładając jej kolejnych pamiątek. Cieszył się także z takich drobiazgów, jak przywożone przeze mnie magnesy ze sportowymi motywami. Jeszcze w tym tygodniu z pewnością ucieszyłby się z kolejnego, z zakończonego w niedzielę Rolanda Garrosa, w kształcie rakiety do tenisa. Panie Czesiu, obiecuję, magnes trafi do pana kolekcji.

Na zawsze zapamiętam też jedno zdanie, które po wielokroć mi powtarzał. A sam tą mądrość, którą kiedyś usłyszał od jednego z lekarzy, z lubością wcielał w życie. "Ruch zastąpi każde lekarstwo, ale żadne lekarstwo nie zastąpi ruchu".

Msza pogrzebowa Pana Czesława Korzenia odbędzie się w sobotę 14 czerwca o godz. 11:30 w kościele św. Krzyża w Dębicy, a ceremonia pogrzebowa na Cmentarzu Komunalnym przy ul. Cmentarnej w Dębicy.

Cześć Jego pamięci!

Artur Gac

Mistrz olimpijski 85-letni Marian Kasprzyk i próbka jego wielkich akcji. WIDEO/Artur Gac/Interia.tv
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem