W styczniu Wawrzyczek wystąpił w Grand Prix w Tel Awiwie, a potem kontynuował przygotowania do decydującej części kwalifikacji do IO, trenując na zgrupowaniach reprezentacji i w swoim klubie, Podbeskidzkim Towarzystwie Sportowym Janosik Bielsko-Biała. Na początku marca poleciał do Tokio do swoich bliskich (jest związany z Japonką, mają dziecko - red.), ale później nie było możliwości powrotu, a powodem pandemia koronawirusa. - Od początku czerwca nasza kadra narodowa trenowała na obozach w Centralnych Ośrodkach Sportu, a ja miałem dużo trudniej przygotować się do wznowienia rywalizacji na tatami. Sytuacja w Japonii, kraju dominującym w światowym judo, wyglądała w ten sposób, że treningi w tej dyscyplinie w stolicy długimi tygodniami prawie w ogóle się nie odbywały. Dlatego trenowałem brazylijskie ju-jitsu, czyli też parter, ale jednak inny sport. Poza Tokio mógłbym ćwiczyć judo, ale z kolei tam nie wpuszczano na salę mieszkańców stolicy - stwierdził reprezentant Polski. Pod koniec września Wawrzyczkowi wreszcie udało się wrócić do ojczyzny, ale - jak podkreślił - niestety z kontuzją. - Podczas randori doznałem kontuzji pachwiny. Wykonałem badania i na ich podstawie lekarz w Japonii stwierdził, że został zerwany mięsień. Powstał duży krwiak, jest też spore ograniczenie mobilności nogi. Po konsultacjach z polskimi lekarzami wiem, że mięsień jest naderwany, nie zerwany, ale występ w mistrzostwach kraju stanowi duże zagrożenie i jest prawdopodobieństwo, że mógłby pogorszyć sytuację. Ale jest jeszcze kilka dni, więc nie tracę nadziei - przyznał judoka. MP odbędą się w sobotę i niedzielę w Trzciance w Wielkopolsce. Broniący tytułu w wadze 66 kg Wawrzyczek miałby rywalizować drugiego dnia. - Przed kontuzją czułem się w dobrej formie psychicznej, natomiast dyspozycja fizyczna w pewnym stopniu była niewiadomą. Dosyć późno zacząłem randori (walki sparingowe) w porównaniu do kolegów z kraju. Chciałem wystąpić w Trzciance, zdobyć medal dla mojego klubu i miasta, lecz czy to się uda? - dodał. Wawrzyczek liczy również na start pod koniec października w Grand Slamie w Budapeszcie i Grand Prix w Zagrzebiu. To jedyne międzynarodowe imprezy przed mistrzostwami Europy, które w dniach 19-21 listopada mają się odbyć w Pradze. - Chcę być w pełni sił szczególnie na mistrzostwa kontynentu w Czechach, a najlepiej już na zawody na Węgrzech i w Chorwacji, również zaliczane do kwalifikacji olimpijskich. Okres pandemii był bardzo trudnym czasem, a jedyny pozytyw to fakt, że ustabilizowałem wagę. Wcześniej to był mój największy problem, zbijałem sporo kilogramów i w turniejach nie pokazywałem nawet 60 procent możliwości - zaznaczył. giel/ krys/