W ostatnich latach uwagę opinii publicznej ogniskuje jedna z najbardziej kontrowersyjnych biegaczek świata Caster Semenya, która stała się absolutną dominatorką na dystansie 800 metrów. Wiele zawodniczek buntuje się na rywalizację z reprezentantką Republiki Południowej Afryki, która już na starcie ma nad nimi nieprzecenioną przewagę, z racji wyższego poziomu testosteronu. Sprawa ciągle budzi emocje, bo i władze Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych wciąż nie uporządkowały kwestii rozróżnienia płci. Semenya, powołując się na prawa człowieka, buntuje się na przymus farmakologicznego obniżenia poziomu testosteronu, jak chciałyby władze IAAF. Póki co, biorąc pod uwagę delikatność i trudność zagadnienia, ostateczne rozwiązanie nie wydaje się mieć bliskiego końca. Poza wymiarem czysto sportowym (wynikowym) casusu Semenyi, a z tego tytułu niewątpliwych i niepowetowanych strat jej przeciwniczek na wielu polach, rywalizacja z południowoafrykańską biegaczką - z racji nadmiaru męskich hormonów - nie powoduje u jej konkurentek dodatkowo żadnego uszczerbku na zdrowiu. Zresztą nie może być inaczej, rzecz tyczy się współzawodnictwa na bieżni. Są jednak takie dyscypliny sportu, w których doświadczenie już pokazuje, że z dużo większą rozwagą należy zrównywać płcie, przede wszystkich mając na względzie bezpieczeństwo, a nawet życie sportowców. Doskonałym przykładem są losy transpłciowej Fallon Fox, dziś 42-latki, która została zawodniczką mieszanych sztuk walki po tym, jak z mężczyzny stała się kobietą. - To medyczni eksperci uznali, że powinnam startować w MMA jako kobieta - odpierała wszelkie zarzuty Amerykanka. W swojej krótkiej profesjonalnej karierze w klatce w latach 2012-2014, Fox odniosła pięć zwycięstw, a raz musiała uznać wyższość przeciwniczki. Najgłośniej zrobiło się wokół niej po ostatnim pojedynku, stoczonym z rodaczką Tamikką Brents. Starcie zakończyło się nokautem już w pierwszej rundzie, po serii ciosów, które zawodniczka o wdzięcznym pseudonimie "Boom Boom" okupiła bardzo poważnymi urazami: wstrząśnieniem mózgu, uszkodzeniem kości oczodołu i założeniem siedmiu szwów na głowie. W wywiadzie po pojedynku Brents zwróciła uwagę na "nadkobiecą" siłę drzemiącą w ciele Fox. "Nigdy w życiu nie czułam się tak przytłoczona" - powiedziała pokonana. Następnie dużo dobitniej dodała: "Walczyłem z wieloma kobietami, ale nigdy wcześniej nie odczułam takiej siły, jak w tamtej walce. Nie mogę powiedzieć, czy to dlatego, że Fox urodziła się mężczyzną, czy nie, ponieważ nie jestem lekarzem. Mogę tylko powiedzieć, że nigdy w życiu nie czułem się tak zdominowana, a przecież sama jestem ponadprzeciętnie silną kobietą. Jej chwyt był inny. Zwykle mogłam poruszać się w klinczu przeciwko... kobietom, ale nie mogłem się poruszać w klinczu z Fox" - perorowała. Znamienne, że z podobną dezaprobatą, wypowiedziała się również jedyna pogromczyni Ashlee Evans-Smith, która pokonała Fox przez techniczny nokaut. ""Wygrałam, ale ona uderzała mocniej. Transseksualiści powinni mieć swoją inną ligę. Kobieta powinna walczyć z kobietą, która urodziła się na tym samym, równym polu". W podobnym tonie, krytycznie wobec rywalizacji Fox z innymi kobietami, wypowiedział się zawodnik sambo i były amatorski bokser, Brian Ledoux. "Nie sądzę, by mężczyzna transseksualny powinien walczyć w sportach kobiecych. Mam liberalne podejście do większości kwestii, ale nie jeśli chodzi o taką sprawę. Uważam, że w przypadku MMA i sportów walki należy postawić wyraźną linię". I niech te słowa, jako puenta, skłonią wszystkich do refleksji, póki jeszcze nie jest za późno... Art