Radosław Nawrot: Coraz częściej widzimy cię na galach MMA. Na razie jako widza, ale rodzi się myśl, czy cię to korci? Czy medaliści olimpijskich sportów walki będą przechodzili do klatki? Czy jako zawodnicy, czy komentatorzy? Tadeusz Michalik, brązowy medalista olimpijski w zapasach: Jako komentator bym nie chciał, aż tak się nie znam. A jako zawodnik... cóż, zobaczymy. Zapasy trenuję 22 lata, uzyskałem określony poziom. Żeby tak wejść w MMA i osiągnąć poziom, musiałbym temu poświęcić sporo czasu. Musiałbym dać sobie czas i nieco treningu, aby się przekonać, czy się do tego nadaję i czy mój organizm się do tego dostosuje. Ale kwitnie taka myśl? - Dużo myśli jest w głowie. Może kwitnie, no zobaczymy... Jak to jest, że MMA i tego typu sporty cieszą się większym zainteresowaniem kibiców niż klasyczne zapasy, klasyczne judo? - Bo to duże gale, świetnie sprzedawane i pokazywane. Zapasy i inne sporty walki musiałyby także mieć podobną formę. No i musiałyby być pokazywane z pompą w telewizji. Ostatnie nasze mistrzostwa Polski można było oglądać jedynie w Sport Zonie. Trochę ludzi to tam ogląda, ale to jednak hermetyczne grono. Może gdyby zapasy miały porównywalne gale jak boks, wtedy można by stworzyć show i nakręcałoby się samo. Jako zapaśnicy walczycie trochę po cichu? - Tak, trochę po cichu. Zawsze tak było, że olimpijskie sporty walki nie miały dobrej promocji. Skoro za rok igrzyska w Paryżu, to porozmawiajmy o twoim powrocie na olimpijskie podium. O upomnieniu się o kolejny medal. - Upomnieniu się... Gdy sobie pomyślę, ile czasu i pracy kosztowało mnie to przed igrzyskami w Tokio, to wiem że to nie takie proste. Jasne, trzeba zrobić wszystko, aby przywieźć kolejny medal z igrzysk, może być znowu brązowy. Zanim jednak Paryż, to muszę powalczyć o bilet na igrzyska. A jeśli się nie uda, to i tak polecę do Paryża obejrzeć walki. Śledzenie zapasów na takich zawodach jak igrzyska jest niezwykłe. Walki odbywają się w zasadzie w jeden dzień. Ludzie zaczynają śledzić rano, odrywają się co jakiś czas i sprawdzają, czy Polak nadal bije się o medal. - My jako zawodnicy dostajemy tylko przybliżoną godzinę swojej walki i ona się może przesunąć. Rzeczywiście, cały dzień się czeka na wynik. Moja żona tak właśnie siedziała cały dzień w emocjach. Miałeś bardzo poważne kłopoty ze zdrowiem. Co się wydarzyło? - Wykryli mi małą wadę serca, ale udało się ją całkowicie zlikwidować. Dzisiaj nie mam już tych dolegliwości. To było WPW [Zespół Wolffa-Parkinsona-White'a - przyp. red.]. Nie zagraża życiu. Uprawianiu sportu na poziomie wysokiego wyczynu też nie? - Nie. Nigdy nie odczuwałem poważniejszych dolegliwości. Odczuwały je jedynie maszyny, które wadę wykryły. Jak teraz wygląda droga do Paryża? - Pierwszą kwalifikacją będą mistrzostwa świata. Awans na igrzyska w Tokio wywalczyłem właśnie na mistrzostwach świata. Jeżeli tam się nie uda, odbędą się następnie turnieje kwalifikacyjne. Dwa na pewno, a nie wiem czy nie zrobią trzech. Najczęściej to turnieje europejskie i światowe, a awans z nich zdobywają tylko finaliści. Dużo się dyskutuje o tym, czy Rosjanie i Białorusini powinni startować na igrzyskach w Paryżu. W zapasach są mocni. Jakie jest twoje zdanie na temat ich startów? - Według mnie nie powinni startować. Na tym bym skończył. Dziwne byłyby te igrzyska z nimi. Na igrzyskach w Rio de Janeiro walkę o finał przegrałeś właśnie z Rosjaninem Musą Jewłojewem. - Tak, ale nie w tym rzecz. Po prostu uważam, że nie powinni startować.