Aby wystąpić na zawodach na Węgrzech, każdy z judoków musiał poddać się dwóm badaniom na obecność COVID-19 i mieć wynik negatywny. Po przyjeździe na miejsce sportowy ponownie musieli przejść test. "Nie było łatwo przeprowadzić te zawody, bo obostrzenia były duże. Jestem pod ważeniem, że udało się to zorganizować międzynarodowej federacji. Nie jestem jednak do końca przekonana, czy to dobry okres na organizowanie takich zawodów, które są kwalifikacją do igrzysk. W niektórych państwach sytuacja jest bardzo trudna i zawodnicy nie mają nawet jak trenować. Ciesz się, że ja mogłam wystąpić i że się nie rozchorowałam" - powiedziała w rozmowie z PAP Ozdoba-Błach. Brązowa medalistka indywidualnych mistrzostw świata i Europy zajęła w Budapeszcie siódme miejsce. Polka była rozstawiona i zawody zaczęła od 1/8 finału, gdzie wygrała z Amerykanką Alishą Galles. "Cieszę się, że zrewanżowałam się Amerykance, bo przegrałam z nią podczas mojego ostatniego występu w Duesseldorfie przed pandemią koronawirusa. Tym razem też było gorąco, bo dostałam dwie kary i przegrywałam. Zostało z 10 sekund do końca walki i wtedy wykonałam akcję punktowaną na ippon. Fajnie to wyszło, bo właśnie tę akcję ćwiczyłam na treningach i przełożyło się to na wynik w zawodach" - opowiadała Ozdoba-Błach. Później nie było już tak dobrze. Wielokrotna mistrzyni Polski przegrała w ćwierćfinale z Kanadyjką Catherine Beauchemin-Pinard i walce repasażowej z Brazylijką Ketleyn Quadros. W obu musiała jednak zmagać się nie tylko z przeciwniczkami, ale także z urazem. "Nabawiłam się lekkiej, chyba lekkiej, kontuzji szyi w pierwszej walce. Z Kanadyjką jeszcze aż tak nie bolała, ale dałam się zaskoczyć, upadłam na wazari i już nie udało mi się odrobić strat. Po tej walce już odczuwałam znacznie większy ból. Właściwie nie miało sensu wychodzić na kolejną walkę. Poprosiłam trenerkę, aby rozmasowała mi szyję, ale nic nie pomogło. Nie mogłam się skupić na walce, bo przeszkadzał ból" - dodała. Dalszy ciąg znajdziesz na drugiej stronie. Kliknij!