INTERIA.PL: Panie Przemku, dlaczego Tajlandia? Przemysław Saleta: - Tajlandia i Muay Thai zawsze mnie fascynowały. Pomysł dłuższego wyjazdu do Tajlandii chodził mi po głowie od kilku lat. Chciałem go połączyć z wyjazdem motocyklowym i treningami w różnych szkołach Muay Thai, ale z kilku powodów nie udało mi się tego planu zrealizować. Przyleciałem do Tajlandii uczyć się tutejszej sztuki walki, poznać kulturę Tajów i "przeczekać" naszą zimę. Czy to pański pierwszy kontakt z tajskim boksem? Co pana zaciekawiło w tej dyscyplinie po latach trenowania kickboxingu i boksu? - Tak, to mój pierwszy bezpośredni kontakt z Muay Thai, ale ten sport zawsze mi się podobał. Imponuje mi twardość zawodników, podobają mi się charakterystyczne dla tej dyscypliny techniki uderzeń łokciami i kolanami. Podoba mi się również to, że Muay Thai jest wpisane w kulturę tego kraju. Na długo pan wyjechał z Polski? - Na trzy miesiące. Sporo, nie tęskni pan za rodziną i przyjaciółmi? - Rzeczywiście, brakuje mi bliskich. Z drugiej strony wyjazdy są częścią mojego życia, więc się do tego przyzwyczaiłem. Nie miałem problemu z aklimatyzacją i szybko przyzwyczaiłem się do życia w Tajlandii. Poza tym mam co robić. Trenuję dwa razy dziennie w Lamai Muay Thai Camp. Codziennie się czegoś uczę i nie mam czasu na nudę. Pracuję też, wraz z biurem podróży Peter Pan Travel Asia, nad organizacją wyjazdów treningowych do Tajlandii. Może pan coś więcej powiedzieć o tym pomyślę? - Oferta będzie skierowana do osób mających małe doświadczenie ze sportami walki, a także do kompletnych amatorów. Trenując tutaj przez dwa tygodnie można naprawdę poprawić kondycję, zrzucić kilka kilogramów, ucząc się podstaw Muay Thai. Trening w gorącym i wilgotnym klimacie przynosi efekty bardzo szybko. Znajomość nawet podstawowych technik tajskiego boksu w znaczący sposób poprawia umiejętność samoobrony, dlatego warto uczyć się tej dyscypliny. Oczywiście poza treningami w planie wyjazdów nie zabraknie zwiedzania Tajlandii, a także odkrywania uroków tutejszych plaż. Tajlandia słynie też z nocnego życia. Wieczory spędza pan refleksyjnie czy w rytmie "One Night in Bangkok"? - Samui jest specyficzną wyspą. Jeśli ktoś chce może znaleźć intensywne życie nocne, ale można też cieszyć się ciszą i spokojem. Ja jestem miłośnikiem tego drugiego i nie szukam wrażeń. Był pan wcześniej w Tajlandii? - Nie, jestem tu po raz pierwszy. Coś pana szczególnie zaskoczyło w tym egzotycznym, z punktu widzenia Europejczyka, kraju? - Nie jestem niczym szczególnie zaskoczony ale do wielu rzeczy trzeba się przyzwyczaić i je zaakceptować. Na przykład do tego, że przepisy ruchu drogowego właściwie są wyłącznie...zaleceniami, a nie sztywnymi i obowiązującymi regułami. A jak pan sobie radzi z tajską kuchnią? Ich dania potrafią "wypalić" przełyk... - Jedzenie jest rzeczywiście inne, ale mi pasuje. Lekkostrawne i energetyczne, sporo warzyw i owoców. Uczciwie przyznam, że nie doszedłem jeszcze do takiego etapu, żeby poprosić w restauracji o wersję bardzo ostrą. Śmieję się też, że w ciągu miesiąca zjadłem więcej ryżu, niż przez całe moje dotychczasowe życie. Spotkania z wężami, skorpionami czy aligatorami nie są niczym nadzwyczajnym w Tajlandii. Miał pan jakieś przygody z tamtejszą egzotyką? - To są tropiki, więc inna fauna i flora nie dziwi. Kilka lat mieszkałem na Florydzie, gdzie klimat jest podobny, więc nie mam z tym problemów. Jak się przestrzega kilku prostych zasad to naprawdę trzeba mieć pecha, by wpaść w kłopoty. Spędził pan w Tajlandii święta i sylwestra. Ciężko było w te dni z dala od domu? - Ja akurat nie jestem "świąteczny". Od kilku lat w święta wyjeżdżam z córkami do ciepłych krajów, więc nie jest to dla mnie nowość. W tajskich klubach Muay Thai można dobrać poziom obciążeń treningowych; od amatora po zawodowca. Znając pańskie doświadczenie i zamiłowanie do adrenaliny obciążeń "dla turystów" pewnie pan nie brał pod uwagę? - Mam indywidualne zajęcia z trenerem Nokiem, oprócz tego ćwiczę sam. W ciągu tygodnia mam w sumie cztery treningi Muay Thai, trzy siłowe i trzy kondycyjne. Takie spaczenie ze sportu zawodowego - nie potrafię lekko trenować. Ma pan wieloletnie doświadczenie treningowe w innych sportach walki. Czy Tajowie czymś zaskakują w metodyce? - Muay Thai jest sportem bardzo zakorzenionym w tradycji. Mam wrażenie, że sto lat temu metody treningowe były podobne. Zaskoczyło mnie to, że praktycznie nie ma tutaj ostrych sparingów. Wynika to z tego, że zawodnicy walczą co dwa tygodnie, a czasem częściej. Pięściarz, który w wieku 30 lat, a walczy od piątego roku życia, ma na koncie ponad 700 walk zdarza się często. Na Koh Samui regularnie organizowane są gale Muay Thai. Korci pana, żeby spróbować się na tajskim ringu w egzotycznej scenerii, z egzotycznym rywalem? - Od trzeciego treningu namawiany jestem na taką walkę i nie mówię nie. Problemy są dwa. Po pierwsze nie jest łatwo o zawodnika, który ważyłby ponad 80 kilogramów, po drugie muszę być przygotowany według moich standardów, a ciągle widzę, ile mam do nauki. Na jednym z portali społecznościowych wspomniał pan, że nadchodzi "forma życia". Chciałby ją pan jeszcze spożytkować w walce czy to zamknięty rozdział? - Zawodowy sport jest zdecydowanie za mną, natomiast sport jest i zawsze będzie częścią mojego życia. Dlatego co roku stawiam sobie nowe wyzwania. Zresztą, popularyzując sport i zdrowy tryb życia nie byłbym wiarygodny, gdybym się "zapuścił". Ponadto źle się czuję, jak nie jestem w formie. Wkrótce w INTERIA.PL wyemitowany zostanie pierwszy odcinek programu Rafała Simonidesa o Tajlandii. Wiem, że nasz mistrz świata Muay Thai już planuje kolejną produkcję i obecnie szuka doświadczonego przedstawiciela sportów walki, który wraz z nim jeździłby po Azji w poszukiwaniu adrenaliny, przedstawiając tamtejsze sporty i sztuki walki. Może pan odnalazłby się w tej roli? - Jeśli padnie taka propozycja, to na pewno się zastanowię. Tajlandia mnie fascynuje, a od adrenaliny jestem uzależniony. *** Zobacz zwiastun programu Rafała Simonidesa. Premierowy odcinek w styczniu w INTERIA.PL Rozmawiał: Dariusz Jaroń