Artur Gac, Interia: We wtorek Stanisław Pozdniakow został usunięty ze stanowiska prezydenta EFC w wyniku głosowania. Wzięło w nim udział 37 z 45 członków narodowych federacji, za odwołaniem Pozdniakowa opowiedziało się 23 członków, dziesięć głosów było przeciw, a cztery osoby się wstrzymały. Jak zagłosowała strona polska? Jacek Słupski, tymczasowy szef Europejskiej Konfederacji Szermierczej (EFC): - Z uwagi na funkcję sekretarza generalnego, którą sprawuję, ja nie głosowałem. Polskę reprezentował prezes naszego związku, prof. Tadeusz Tomaszewski. A orientuje się pan, w jaki sposób zagłosował prezes? - O to musiałby pan bezpośrednio zapytać szefa związku. Gdyby to pan miał prawo głosu, jaką przyjąłby pan postawę? - Trudne pytanie... Dlatego, że w 2017 roku zostałem zaproszony przez prezesa Pozdniakowa do pełnienia tej funkcji w europejskiej konfederacji, a zatem byłem częścią jego struktury w Europie. Ale mam świadomość, że w obecnej sytuacji nie byłoby innego wyjścia. Tym bardziej, że 12 marca tego roku mieliśmy nadzwyczajne zebranie zarządu Europejskiej Konfederacji Szermierczej, na którym podjęliśmy jednogłośnie decyzję, że zawieszamy zawodników z Białorusi i Rosji do udziału we wszystkich turniejach pod egidą EFC. Jako, że od dawna pełni pan wysoką funkcję w EFC, jakie kulisy towarzyszyły temu głosowaniu? Widział pan, by Pozdniakow budował wokół siebie grupę poparcia? - Nic mi na ten temat nie wiadomo, nie miałem kontaktu z prezesem Pozdniakowem. Pozdniakow to niewątpliwie wielka postać rosyjskiego sportu - czterokrotny mistrz olimpijski w szabli, od lat przewodniczący Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. A w obliczu wojny dał się poznać jako jaki człowiek? - Powtarzam, nie miałem z nim kontaktu. Próbowałem, ale bez powodzenia. Znam go osobiście, to przyzwoity człowiek. Moim zdaniem nie mógł jednak postąpić tak, jak Aliszer Usmanow, który zawiesił swoją działalność jako prezydent Międzynarodowej Federacji Szermierczej, ponieważ - jak pan wspomniał - jest szefem Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Gdyby podał się do dymisji lub zawiesił swoją działalność jako prezydent Europejskiej Konfederacji Szermierczej, to świadczyłoby, że przyznaje, iż doszło do rosyjskiej inwazji zbrojnej na Ukrainę. Była nawet taka sytuacja, gdy media menedżer EFC Elena Griszina, która również jest Rosjanką, powiedziała, że nie może opublikować na stronie konfederacji pewnych treści, ponieważ jeżeli w materiale użyje sformułowań "Ukraina, Rosja, wojna", to grozi jej 15 lat więzienia. Twierdzi pan, że Pozdniakow jest przyzwoitym człowiekiem, zatem sugeruje pan, że ci ludzie stali się zakładnikami machiny swojego państwa i nawet jeśli Pozdniakow osobiście potępia to, co Rosja wyprawia względem Ukrainy... - Powiedziałem jedynie, że wszystko wskazuje na to, że w zaistniałej sytuacji nie może sam z siebie zrezygnować z funkcji, którą sprawuje. Mówiąc w przerysowany sposób, może czuć się tak, jakby cały czas miał przystawioną broń do skroni? - To już pan powiedział. A o to, co czuje Pozdniakow, proszę jego samego pytać. "Białoruś i Rosja pozostają przywiązane do wartości olimpijskich i żadne sankcje nie mogą tego zmienić" - to słowa Pozdniakowa z ostatnich godzin, wypowiedziane podczas międzynarodowego Forum Młodych Olimpijczyków. Mało tego, na rzeczonym forum powiedział jeszcze to: "Narodowe Komitety Olimpijskie Białorusi i Rosji są bardzo oddane fundamentalnym wartościom olimpijskim, w tym przyjaźni, szacunku i dążeniu do doskonałości". - To się nazywa propaganda. Teraz bardzo trudno dojść do jakiegokolwiek konsensusu, dlatego że przedstawiciele Rosji lub Białorusi są w pełni przekonani, że to oni mają rację, jechali z misją pokojową, a zostali skrzywdzeni. A pan ma w sprawie tej wojny swoje jasne i jednoznaczne stanowisko, uważając że agresorem jest Rosja, a ofiarą Ukraina? - Tak uważam, oczywiście. A dyskusja z tymi, którzy uważają inaczej, nie ma większego sensu. Taka jest moja prywatna opinia. Zastanawiam się, czy to na pewno dobre podejście, brak reakcji na opowiadanie "bajek". To z pewnością niczego nie rozwiąże. - Ale przecież my nie możemy rozwiązać tej sytuacji. Nie my zaczęliśmy tę wojnę i na pewno nie my mamy wpływ na to, żeby ją zakończyć. Teraz, po usunięciu Pozdniakowa, zgodnie ze statutem, jako sekretarz generalny, przejął pan jego funkcję do czasu wyboru nowego prezydenta. Czy już wiadomo, kiedy wybory się odbędą? - Jeszcze nie, o tym zdecyduje Komitet Wykonawczy EFC w przeciągu miesiąca. Podejrzewam, że najpewniej we wrześniu lub październiku. Czyli ma pan przed sobą kilka miesięcy "prezydentowania". Jakie cele stawia pan sobie? - Chcę po prostu wykonywać obowiązki, które miałem do tej pory, jako sekretarz generalny. Na pewno te kilka miesięcy nie będą miały kluczowego znaczenia w rozwoju konfederacji. Zamierzam kontynuować pracę, którą rozpocząłem w 2017 roku i rozwiązywać sprawy, które są związane z organizacją i zarządzaniem wszystkimi procesami, zgodnie ze statutem i wewnętrznymi przepisami. A będzie pan podczas wyborów ubiegał się o pełnoprawne, kadencyjne przewodniczenie szermierce w Europie? - Za wcześnie, by o tym rozmawiać. Czyli nie mówi pan nie? - Nie mówię też tak. Formalnie musiałbym zostać zgłoszony przez Polski Związek Szermierczy. Rozmawiał Artur Gac