Mieszkający w Łomiankach Nastula zaczął trenować judo w 1980 roku. Przez wiele lat jego trenerem w AZS AWF Warszawa był Wojciech Borowiak i pod jego wodzą odnosił największe sukcesy; swój wkład w złote krążki mieli też kolejni szkoleniowcy reprezentacji. "Od najmłodszych lat zafiksowany byłem na punkcie judo. Bez przerwy zdarzało się w trakcie zabawy z kolegami na podwórku, zazwyczaj podczas gry w piłkę, że mówiłem: Zbliża się godz 17., idę na trening judo. Byli zdziwieni i pytali: a po co, zostań z nami, a na macie i tak będziesz najlepszy w Polsce. A ja chciałem być najlepszy, ale na świecie. Ten mój sportowy upór, determinacja i pracowitość sprawiły, że tak daleko zaszedłem. I zawsze mówię, że trzeba wierzyć w siebie, w sens swojej pracy treningowej" - stwierdził.W juniorach zdobywał dwa brązowe medale ME - w 1989 i 1990 roku. I już wtedy polubił nazwy miasta na A", bowiem wspomniane turnieje odbyły się w Atenach i Ankarze. Ale czy już wtedy mógł przypuszczać, że w 1996 roku stanie na najwyższym stopniu olimpijskiego podium w Atlancie?"Nie zawsze związkowi działacze i trenerzy we mnie wierzyli. Już w 1991 roku zostałem wicemistrzem świata seniorów, lecz w kolejnym sezonie nie udało mi się zdobyć olimpijskiego medalu w Barcelonie, gdzie zająłem piąte miejsce. Było rozczarowanie, dodatkowo miałem kłopoty zdrowotne i jakiś czas nie startowałem, a tymczasem pojawiła się szansa wyjazdu na prestiżowy turniej Jigoro Kano do Japonii. Wysłano mnie i Piotrka Kamrowskiego, ale pod warunkiem udziału również w MŚ w... sumo. Gdybyśmy się nie zgodzili, zostalibyśmy w Warszawie. I jako pierwszy Polak w historii wygrałem zawody pamięci twórcy judo w Tokio. Potem udaliśmy się na camp w sumo i rywalizowaliśmy w tym sporcie. Przed zawodami dopadło mnie przeziębienie i bardzo wysoka gorączka, bolał mnie bark, jednak musiałem walczyć" - opowiadał Nastula wydarzenia z końcówki 1992 roku.