Egon Franke w "Kraju Kwitnącej Wiśni" przeszedł do historii rodzimego sportu jako pierwszy polski mistrz olimpijski w szermierce. Egon Franke, gigant polskiego sportu, nie żyje Na tych samych igrzyskach w 1964 roku, razem z drużyną, sięgnął jeszcze po srebrny medal. Jednak, co istotne, ten sukces został przyjęty z niedosytem. Wszystko dlatego, że przebieg walki finałowej z zawodnikami Związku Radzieckiego długo wskazywał, że to Polacy mieli wygraną w kieszeni. Trzeci medal do pełnej kolekcji, tym razem brązowy, nieodżałowany sportowiec zdobył cztery lata później w Meksyku również w drużynowym florecie. Był także multimedalistą mistrzostw świata. Siedem razy stawał na podium z maestrią władając "białą bronią", zaś medal z najcenniejszego kruszcu wywalczył w szabli drużynowej podczas czempionatu globu w Buenos Aires (1962 rok). Po igrzyskach w Meksyku stracił serce do sportu, gdyż w Ameryce Północnej nie został dopuszczony do rywalizacji indywidualnej. Niełatwo mu było się z tym pogodzić, czemu trudno się dziwić, bo jako aktualny mistrz olimpijski nie dostał szansy na obronę tytułu. Do końca 1972 roku startował w barwach Legii Warszawa, a już rok później wyjechał z żoną do Włoch, gdzie znaleźli drugi dom. Jednak miłością jego życia pozostały Gliwice. To tam przyszedł na świat i regularnie wracał w to miejsce. Podczas ostatniej wizyty w ukochanych stronach, w maju ubiegłego roku, miałem przyjemność odbyć z panem Egonem długą rozmowę. - Jest tutaj tyle miłych sercu historii... Nigdy nie zapomnę powrotu z olimpiady w Tokio. Gdy wysiadłem na dworcu z pociągu, to w zasadzie całe Gliwice przybyły i odbył się pochód, a ja z dworca głównego zostałem wyniesiony na ramionach mieszkańców. Coś niesamowitego - opowiadał ze wzruszeniem, jeszcze wtedy ciesząc się wyśmienitym zdrowiem. Egon Franke tworzył związek małżeński z Elżbietą Cymerman-Franke, przed laty naszą czołową florecistką. Cześć Jego pamięci!