W pierwszym turnieju Polskiej Ligi Zapaśniczej wygrała Pani z olimpijką Jowitą Wrzesień i medalistką mistrzostw Europy Aleksandrą Wólczyńską. Spodziewała się Pani tak dobrego początku? Byłam bardzo dobrze nastawiona przed tymi walkami. Na obozie mocno pracowaliśmy nad kilkoma elementami i one zaowocowały właśnie na lidze. Bardzo cieszą się mnie wygrane, bo ja wcześniej najczęściej przegrywałam z tymi dziewczynami, a tutaj udało się wygrać zarówno z jedną, jak i z drugą. One były faworytkami, wiedziałam, że nie mam nic do stracenia, mogę tylko zyskać. Formuła drużynowa to dodatkowy stres czy raczej większa motywacja? To zdecydowanie dodatkowa motywacja. Chcę się wypaść jak najlepiej, żeby drużyna wygrała. Trener AKS-u mówił, że dużo zależy od wyników moich walk, bo mogą być decydujące. I tak się złożyło, że wygrałam oba pojedynki. Formuła ligi się Pani podoba? W mojej opinii to dobry pomysł. Walczymy na własnym podwórku. Kiedyś był już podobny format ligi, ale było tam więcej zawodników z zagranicy, ze światowej czołówki. Wychodziliśmy do walki i niestety, było jak było... Jeśli ktoś jest numerem "1" na świecie, to ja na przykład czułam, że jestem na straconej pozycji. Tutaj, jeśli walczą sami krajowi zawodnicy, wygląda to inaczej. Na co dzień walczy Pani dla Slavii Ruda Śląska, natomiast w Polskiej Lidze Zapaśniczej wystartowała w barwach AKS-u Białogard. Skąd taki transfer? Ten transfer dopięliśmy dwa dni przed ligą. Zadzwoniła do mnie moja trenerka z Rudy Śląskiej i zapytała, czy nie chciałabym powalczyć w lidze. Nie byłam przekonana, bo ostatnio męczyły mnie kontuzje, dwa razy miałam złamane żebra i mocno się nad tym zastanawiałam. Ona mnie jednak namawiała, argumentowała, że mogę też zarobić, bo u nas w klubie sytuacja finansowa jest ciężka no i stwierdziłam, że powalczę. I nie żałuję, bardzo mi się podobało. W 2012 roku zdobyła Pani brązowy medal na mistrzostwach świata kadetów, ale potem nieco zniknęła z radarów. Co się stało? Od 2012 roku, po tym medalu, cały czas prześladowały mnie kontuzje. Kolano, operacje barku, połamane żebra, złamany palec. Cały czas coś przeszkadzało mi dojść do wysokiej formy. W każdym roku, gdzie był jakiś ważny start, miałam kontuzję. Teraz w końcu nic mi nie dolega i mam nadzieję, że tak zostanie, a limit pecha wyczerpałam. Bo przyznaję, że głowa już nie wytrzymywała. Nie wiedziałam, co robić. Czy rezygnować z uprawiania sportu? Bo wiadomo, że zdrowie jest najważniejsze, sport to tylko dodatek. Jak w ogóle trafiła Pani do zapasów? To jest śmieszna sytuacja, u nas w szkole podstawowej były treningi i moja koleżanka zaczęła trenować. No i namawiała mnie, namawiała dobre dwa miesiące, a ja się przed tym wzbraniałam, absolutnie nie chciałam trenować. Poszłam jednak na pierwszy trening, no i zostałam aż do teraz. Czym zajmuje się Pani poza sportem? Zapisałam się do Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, gdzie zamierzam kontynuować edukację na kierunku Wychowania Fizycznego i chciałabym skończyć ten kierunek. Moją drugą opcją jest wojsko, ponieważ jestem już po szkoleniu wojskowym i bardzo chciałabym dostać etat w armii. Ma Pani jakieś hobby? Przyznaje, że mam bardzo mało czasu, bo niemal cały czas jesteśmy na zgrupowaniach. Tak naprawdę jedyną opcją na relaks jest wyjazd do rodziny na wieś. Tam tak naprawdę odpoczywam. Słyszałem, że jest Pani specjalistką od wypieków. Co jest Pani specjalnością? Jestem! (śmiech) Tak mówią, choć nie wiem, czy to jest prawda. Moje popisowe ciasto? Sernik z brzoskwiniami i kruszonką! Piekę tak naprawdę wszystko, jak ktoś tylko mnie o coś poprosi, w każdej chwili mogę to zrobić.