Z wcześniejszego oświadczenia IJF wynikało, że Irańczyk Saeid Mollaei już na wstępnym etapie zmagań w Tokio był naciskany przez władze sportowe kraju, by nie doszło do jego pojedynku z Izraelczykiem Sagim Mukim. Według drabinki kategorii 81 kg obaj zawodnicy mogli się spotkać dopiero w finale. "Kilka minut przed walką ćwierćfinałową do irańskiego trenera zadzwoniono z kraju. Po drugiej stronie na linii był wiceminister sportu Davar Zani, który kazał wycofać Mollaeiego z rywalizacji, by uniknąć potencjalnego starcia z Izraelczykiem" - przekazała IJF. Jak dodano, następnie przed półfinałem z Irańczykiem kontaktował się szef tamtejszego komitetu olimpijskiego, który miał go namawiać do oddania go walkowerem. Mollaei ostatecznie przegrał z Belgiem Matthiasem Casse, a następnie w pojedynku o brązowy medal uległ Gruzinowi Luce Maisuradze. Tytuł zdobył Muki. Mollaei nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. "Narodowy komitet olimpijski i ministerstwo sportu nie pozwoliło mi walczyć i kazało przestrzegać prawa. A ja jestem sportowcem, wojownikiem i chcę walczyć gdzie tylko mogę i najlepiej jak mogę. Niestety, na takie prawo nic nie mogę poradzić. Wszyscy sportowcy w Iranie muszą tego przestrzegać" - zacytowano Mollaeiego we wcześniejszym komunikacie IJF. Zawodnik przyznał, że zdecydował się ujawnić te fakty "dla nowego życia" i poinformował, że nie zamierza wracać do ojczyzny ze względów bezpieczeństwa. Obecnie przebywa z rodziną w Niemczech, gdzie poprosił o azyl. IJF zawiesiła Iran za dyskryminację i próbę manipulacji wynikami. To nie pierwszy przypadek na imprezie wysokiej rangi, że sportowiec z krajów arabskich czy Iranu był nakłaniany do rezygnacji z walki z reprezentantem Izraela. Na igrzyskach w Atenach w 2004 roku irański mistrz świata w judo Arash Mirasmaeili odmówił rywalizacji z Ehudem Vaksem i w glorii bohatera wrócił do ojczyzny. W 2016 roku w Rio de Janeiro egipski judoka Islam El Shehaby został wykluczony z igrzysk po tym, jak odmówił podania ręki Izraelczykowi Orowi Sassonowi po zakończeniu pojedynku.