Polskie zawodniczki, ubiegłoroczne wicemistrzynie świata, pokonały po 3:2 Węgierki, Niemki oraz Rosjanki i sięgnęły po tytuł. Z kolei "Biało-czerwoni" mieli dłuższą drogę do podium. W 1/8 finału wygrali z Ukrainą 3:2, mimo że przegrywali 0:2, a następnie zwyciężyli Azerów 3:2. W półfinale przegrali z późniejszymi złotymi medalistami Gruzinami 1:4, zaś w meczu o brąz wygrali z Czechami 3:2. Z Ukraińcami porażek doznali Paweł Zagrodnik (66 kg) i Damian Szwarnowiecki (73 kg), a ewentualne niepowodzenie Błacha sprawiłoby, że Polacy pożegnaliby się z turniejem już na etapie eliminacji. - Wiedziałem, że muszę pokonać Artjoma Charczenkę. Presji jednak nie czułem, bo byłem przekonany, że poradzę sobie z tym przeciwnikiem. Wiadomo, że lepiej walczy się po wcześniejszych zwycięstwach kolegów, ale czasem trzeba też rywalizować w takich sytuacjach i skupić się na zadaniu - powiedział prawie 32-letni Błach. Bardzo dobrze zawodnik Śląska Wrocław, syn brązowego medalisty mistrzostw świata 1985 i mistrza Europy 1987 Wiesława Błacha, spisał się w półfinałowej potyczce z Gruzinem Giorgim Papunaszwilim. - Kiedyś już raz z nim przegrywałem. Początek niedzielnej walki też należał do niego, bowiem zdobył yuko, ale potem ja rzuciłem na ippon na uchi-matę - dodał najstarszy i najbardziej doświadczony zawodnik w polskiej reprezentacji. W spotkaniu o brąz Błach uległ Jaroslawowi Musilowi, temu samemu, któremu dzień wcześniej nie sprostał też w zawodach indywidualnych. Wcześniej Polacy prowadzili 2:0 po wygranych Zagrodnika i Szwarnowieckiego (walkowerem). Najważniejszy trzeci punkt dołożył Patryk Ciechomski, który w "drużynówce" triumfował w trzech z czterech pojedynków.