- Paradoksalnie, wcale nie byłem w najwyższej formie, bowiem minęło już ponad półtora miesiąca od głównej imprezy roku, czyli mistrzostw świata w Rio de Janeiro, w których dotarłem do 1/8 finału. Po zwycięstwach nad Belgiem Senne Wynsem i Francuzem Kamelem Mohamedim, dopiero w finale przegrałem z utytułowanym Austriakiem Ludwigiem Paischerem - powiedział Kiełbasiński.Zawodnik UKJ Ryś Warszawa stoczył wyrównany pojedynek z Paischerem pół roku temu w mistrzostwach Europy w Budapeszcie, gdzie uległ mu dopiero na kary w dogrywce. Teraz wyraźnie górą był wicemistrz olimpijski z Pekinu, dwukrotny wicemistrz globu (2005, 2007). W dorobku Austriaka są też dwa tytuły mistrza (2004, 2008) i wicemistrza Europy (2005, 2010).- Niestety, tym razem dałem się złapać z góry i rywal wykonał swoją koronną technikę, czyli sumi gaeshi. Próbowałem się jeszcze wykręcić, miałem nadzieję, że sędzia nie pokaże ippon, ale niestety tak się stało - dodał.Kiełbasiński wcześniej zajmował trzecie miejsca w Grand Prix w Rijece, a także w PŚ (obecnie ten cykl ma nazwą European Open) w Tallinie.- Najwyżej cenię osiągnięcie w Chorwacji, bowiem w GP otrzymuje się więcej punktów rankingowych, niż w PŚ. Oczywiście, jestem bardzo zadowolony z podium w Glasgow (trzeci był Paweł Zagrodnik w wadze 66 kg), ale pochwały należą się też Szkotom za organizację. Rywalizowaliśmy w hali, w której za półtora roku odbędą się ME. Pojedynki rozgrywano na specjalnych podestach, do tego tylko na dwóch metach, zamiast trzech, jak zazwyczaj - stwierdził.Stołeczny judoka nie kończy sezonu, czekają go jeszcze występy w połowie listopada w młodzieżowych ME w bułgarskim Samokowie oraz na początku grudnia w prestiżowym Grand Slam im. Jigoro Kano w Tokio.- Mam nadzieję, że w Samokowie zdobędę medal, a najlepiej złoty. Do najgroźniejszych przeciwników należeć będą, o ile przyjadą, Izraelczyk Artiom Arshanski i Rosjanin Aram Grigorian. Prosto z Bułgarii lecę na dwutygodniowe zgrupowanie do Azji - zakończył Kiełbasiński.