"Zwyciężyłem w Katowicach w mistrzostwach Polski, w których wystartowałem po długiej przerwie, a teraz chcę sprawdzić się na międzynarodowej arenie. Zjednoczone Emiraty Arabskie są dla mnie szczęśliwym miejscem, bowiem przed pięcioma laty zająłem tam drugie miejsce w silnie obsadzonych zawodach Grand Prix" - powiedział 34-letni Wiłkomirski (kat. 73 kg). Jego ostatni zagraniczny występ miał miejsce w kwietniu 2012 roku w mistrzostwach Europy w rosyjskim Czelabińsku, w których drużyna biało-czerwonych zdobyła brązowy medal. Później utytułowany judoka zajął się pracą szkoleniową we własnym, stołecznym klubie o nazwie Musu (z japońskiego - łoś). Ze swoich treningów nie zrezygnował, ale ćwiczył dużo mniej, niż parę sezonów wstecz, gdy walczył o nominację na igrzyska w Londynie. "Turniej w Abu Zabi przynajmniej częściowo da odpowiedź, w jakiej jestem formie na tle rywali z innych krajów. Choć oczywiście, trudno o ocenę po jednych zawodach. W 2009 roku też rywalizowałem w tym mieście po długiej przerwie, a do startu namówił mnie trener Jarosław Bojarski. W drodze do finału, w którym przegrałem z Belgiem Dirkiem Van Ticheltem, pokonałem finalistów ME sprzed kilku miesięcy - Holendra Deksa Elmonta i Ukraińca Wołodymyra Sorokę" - stwierdził zawodnik, który ma na koncie brązowe medale MŚ (2001) i ME (2003). Wiłkomirski chciał zakończyć karierę po wspomnianych, nieudanych dla niego ME 2009 w Tbilisi. Wcześniej nie powiodło mu się w pekińskich igrzyskach. Nagrodę za medal olimpijski chciał przeznaczyć na leczenie chorego synka Franka (dziś ma już dwóch chłopców; obaj towarzyszyli mu na podium MP w Katowicach - przyp. red). Powtórny rozbrat z judo wziął w połowie 2012 roku. Teraz wraca, ale - jak sam twierdzi - wciąż nie ma przekonania, czy powalczy o olimpiadę w Rio de Janeiro. Pięć lat temu w GP w Abu Zabi triumfował Robert Krawczyk (81 kg), obecnie trener reprezentacji Belgii, a trzeci był Tomasz Adamiec (73 kg).