26 listopada świat obiegła fatalna informacja o śmierci Artura "Walusia" Walczaka. Przekazał ją przyjaciel strongmana - Piotr "Bonus BGC" Witczak. Ta śmierć, jej okoliczności to jeden z większych skandali, do jakich doszło w polskich sportach walki. O ile dyscyplinę, w której nie można bronić się przed ciosem w ogóle można nazwać sportem. Prokuratura: Dowody są zabezpieczone. Trwają przesłuchania W Prokuraturze Rejonowej Wrocław Stare Miasto już od miesiąca trwa postępowanie z artykułu 160. Kodeksu Karnego, który głosi: "Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3." - Zabezpieczyliśmy monitoring i dokumentację. Trwają przesłuchiwania organizatorów. Sprawdzamy, jak cała impreza była zabezpieczona przez organizatorów, kiedy zostało wezwane pogotowie ratunkowe i kiedy ono dotarło na miejsce. Za wcześniej jest mówić o ustaleniach - powiedziała Interii prokurator Małgorzata Dziewońska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Tak lekarze walczyli o życie Walczaka Artur Walczak trafił do szpitala 22 października, nokaucie na gali PunchDown 5. Strongman z Gniezna dostał potężny cios w głowę, po którym doznał konwulsji. Jego stan już po dowiezieniu do szpitala by krytyczny: doznał obrzęku i niedotlenienia mózgu. Lekarze próbowali wygrać walkę o życie "Walusia". Wykonali operację usunięcia krwiaka na mózgu. Pacjent został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, podłączono mu sztuczną nerkę, oddychał za pomocą respiratora. Dziś ta nierówna walka zakończyła się fiaskiem.Powodem śmierci była niewydolność wielonarządowa wynikająca z nieodwracalnego uszkodzenia centralnego układu nerwowego. CZYTAJ TEŻ: Artur Walczak nie żyje. Znane są przyczyny zgonu Ustawa o Sporcie sportem określa współzawodnictwo oparte na zasadzie fair play. W walkach gal PunchDown trudno mówić o tej zasadzie. Zawodnicy mogą tylko zadawać ciosy, ale nie mogą stosować uników, ani bronić się przed nimi. Nie mają żadnych osłon, ani ochraniaczy. Czy taki sport powinien być w ogóle legalny? Tym bardziej po tym, jak Artur Walczak został pierwszą ofiarą śmiertelną tego "sportu"? Kim był Artur "Waluś" Walczak? Artur "Waluś" Walczak miał 46 lat, pochodził z Gniezna, należał do ścisłej czołówki polskich strongmenów. 15 lat temu, w 2006 r. ustanowił rekord świata w konkurencji siłaczy - "spacerze farmera", który polega na przejściu z walizką o wadze 150 kg na odcinku 50 metrów. Po zakończeniu kariery strongmena próbował zrobić karierę w MMA, ale bez powodzenia. Dlatego przerzucił się do gal PunchDown. 22 października we Wrocławiu wystąpił po raz drugi i ostatni na gali slap-fightingu.