Zeszły sezon był dla Kamila Stocha inny, jeśli chodzi o trenerską współpracę. Nie przygotowywał się do zawodów pod skrzydłami Thomasa Thurnbichlera - jak pozostali kadrowicze - a pod okiem Michala Doleżala. Pojawiły się jednak pewne kłopoty, o których skoczek zdecydował się powiedzieć teraz, kilka tygodni po pożegnaniu się Austriaka z posadą głównego szkoleniowca reprezentacji Polski. Nawiązał do faktu, że Doleżal nie mógł być obecny na wieży i to nie on dawał mu sygnał do startu. "To, że trener Michał nie dawał mi sygnału do startu miało znaczenie - że nie mógł wejść na wieżę. I samo postawienie zakazów i barier sprawiło, że coś było nie tak, że były napięcia. W tym staraliśmy się funkcjonować, ale problemem było też to, że trener czasami późno dostawał materiał wideo - chodziło o kiepski zasięg na skoczni. Jak trener nie widzi tego na żywo, to wchodzimy bardzo w szczegóły" - tłumaczył dla skijumping.pl. Do nowego cyklu Pucharu Świata Stoch znów będzie przygotowywał się w w kooperacji z Doleżalem. Przed powrotem do treningów realizuje jednak to, co zapowiadał zaraz po zakończeniu sezonu w Planicy. Wraz z żoną wybrał się w wyjątkową podróż. A jednak - jak obiecali, tak zrobili. Wyjątkowe wieści od żony Kamila Stocha Krótko po zakończeniu zmagań na skoczni Kamil Stoch zdradził, że on i Ewa wybierają się w kilkutygodniową podróż po Hiszpanii i Portugalii. "W końcu przyda się samochód, który czeka na nas od roku. Chcemy sobie zrobić trochę taki przed tour, przed tym, co nas czeka w przyszłości, bo kiedyś chcemy się wybrać w bardzo długą podróż po świecie. Na razie, póki skaczę, mogę sobie pozwolić na krótszą wycieczkę, ale i tak będzie fajnie" - mówił. Auto, o którym wspominał sportowiec, to nie typowy kamper, ale pojazd, który również daje możliwość noclegu w środku. "To będzie spontaniczna podróż. Znam kierunek i kraje, jakie chcę zobaczyć, ale to będzie wyprawa na żywioł. O to nam chodziło z Ewą. Chcemy jechać przed siebie i zatrzymywać się tam, gdzie będzie nam się podobało. Będziemy zwiedzali to, co zostało nam polecone. Będziemy się jednak przede wszystkim cieszyć wspólnie spędzonym czasem" - wyjaśniał Stoch. Pewnymi szczegółami wyprawy dzieli się właśnie jego żona. Na swoim profilu w mediach społecznościowych zamieściła serię relacji z muzeum Salvadora Daliego. Fotografie, które opublikowała, pochodzą z Teatro-Museu Dalí de Figueres. "To były niezłe jaja" - podsumowała wizytę tam Ewa, nawiązując do fasady i stylizacji budynku. Pokazała też zdjęcia instalacji oraz prac znajdujących się w "świątyni Daliego". Są one ekscentryczne i mogą wręcz szokować, do czego w opisie niejako odnosi się żona skoczka. "To nie jest do rozumienia. To jest do przeżycia" - opisała swoją wizytę w znanym na całym świecie muzeum. Udostępniła też fotkę męża, opatrując je krótkim podpisem: "Czego nie rozumiecie?". Stochowie gościli również m.in. w Ornithological Park of Pont de Gau. To było ciekawe doświadczenie zwłaszcza dla Ewy, która mogła wypróbować swoje fotograficzne umiejętności. Wykonała sporo robiących wrażenie ujęć flamingów, a efektami pochwaliła się w sieci. "Piękne zdjęcia" - zachwycili się internauci.