Dawid Tomala był jedną z największych niespodzianek igrzysk olimpijskich w 2021 roku. Jego triumf w Tokio był nie tylko osobistym sukcesem, ale również symbolem determinacji i hartu ducha. W niebywałym stylu sięgnął po złoto, wzbudzając zachwyt nie tylko kibiców, ale też ekspertów sportowych. Było to spełnienie marzeń, zwieńczenie lat ciężkich treningów i poświęceń. Jednak jak sam dziś przyznaje, to wszystko zaczęło się stopniowo rozpadać. Problemy ze zdrowiem, przerwa od rywalizacji, a finalnie skreślenie z listy polskich olimpijczyków na igrzyska w Paryżu mocno odbiło się na zdrowiu psychicznym polskiego czempiona. Polska lekkoatletka zawiesza karierę. Decyzja nie mogła być inna Dawid Tomala przeszedł przez piekło. "Nigdy się z tym nie pogodzę" Dawid Tomala w tym roku jeszcze ani razu nie zaprezentował się przed większą publicznością podczas imprez sportowych. Unikał również kontaktów z dziennikarzami. Aż do teraz - zdecydował się on bowiem na rozmowę z portalem "WP SportoweFakty" i zdobył się na bardzo emocjonalne wyznanie. Jak się okazuje, ostatnie miesiące były dla niego istnym koszmarem i nie raz zastanawiał się on, czy nie powinien się poddać i przejść na sportową emeryturę. "Poprzedni sezon mnie zmiażdżył. Przysypał mnie gruzem, spod którego chciałbym się wydobyć, ale na razie nie mam motywacji. Po prostu chód przestał mi sprawiać radość i kojarzy się już raczej tylko ze złymi momentami. Od sierpnia zeszłego roku w mojej głowie ciągle pojawiają się myśli, czy to ma dalej sens, czy warto to kontynuować. Panicznie boję się tego, że miałbym trenować kolejne cztery lata, a wszystko mogłoby skończyć się tak, jak przed igrzyskami w Paryżu. (...) Wykończyły mnie kontuzje i problemy ze zdrowiem. Przez to spadła forma i motywacja. Kluczowym momentem kariery był jednak lipiec 2024, gdy dowiedziałem się, że nie jadę na igrzyska. Wykreślono mnie z listy olimpijczyków, mimo iż byłem już spakowany. Ktoś uznał, że jestem za słaby, by bronić tytułu mistrza olimpijskiego" - przyznał. Kiedy stało się jasne, że Dawid Tomala nie będzie bronił tytułu wywalczonego podczas XXXII Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio, reprezentant Polski całkowicie stracił wiarę w siebie. "Nie chcę dużo o tym mówić, ale proszę mi wierzyć, było ze mną naprawdę źle. Do dzisiaj muszę zresztą przepracowywać to z psychologami. Do Paryża miałem jechać jako mistrz olimpijski i to przecież ja wywalczyłem kwalifikację dla sztafety. Ostatecznie nie wiem nawet, kto podjął decyzję, by zostawić mnie w Polsce i na jakiej podstawie. Do dzisiaj mnie to boli i pewnie będzie boleć już do końca życia. Nigdy się z tym nie pogodzę. (...) To miało być moje święto, a przemieniło się w koszmar" - przyznał 35-latek. Niedawno był ślub, a tu takie słowa Bukowieckiej. "Rozłąka dobrze nam zrobi"