Wojciech Szczęsny od lat jest kluczowym zawodnikiem piłkarskiej reprezentacji Polski. Golkiper został jednym z bohaterów naszej kadry podczas mistrzostw świata w Katarze. Po mistrzowsku bronił on bowiem karnych wykonywanych przez uznanych piłkarzy, w tym m.in. Lionela Messiego. Znakomite statystyki 34-latka szybko poszły jednak w zapomnienie, gdy media dotarły do informacji o... premii, którą ówczesny Premier Rzeczypospolitej Polskiej Mateusz Morawiecki miał obiecać kadrze za awans do fazy pucharowej turnieju. Skandal z udziałem "Biało-Czerwonych" przez długie miesiące był tematem numer jeden wśród sportowych portali w całym kraju, z czasem jednak temat ucichł, a dziennikarze skupili się na kolejnych "perypetiach" z udziałem naszych piłkarzy, w tym m.in. dość krótkiej współpracy Polskiego Związku Piłki Nożnej z trenerem Fernando Santosem. Wojewódzki ma żal do Lewandowskiego, chodzi o kwestie polityczne. Szczęsny odpowiada. "To jest słabe" Wojciech Szczęsny szczerze o "aferze premiowej". Nie miał zamiaru niczego ukrywać Teraz temat afery premiowej na nowo poruszyli Kuba Wojewódzki i Piotr Kędzierski. Dziennikarze w najnowszym odcinku swojego podcastu o skandal sprzed prawie dwóch lat postanowili zapytać osobę, która odegrała wówczas jedną z głównych ról. Mowa o golkiperze reprezentacji i jednym z filarów "Biało-Czerwonych", Wojciechu Szczęsnym. 34-latek nie miał zamiaru gryźć się w język. "Złym pomysłem było to, że premier obiecał premię reprezentacji za awans. Złe jest, że weszliśmy w tę rozmowę, ale też bądź kozakiem i powiedz: "panie premierze, odejdź pań z tymi pieniędzmi". (...) Szczerze, rolą moją, Roberta Lewandowskiego, wtedy też Kamila Glika, zawodników, którzy na piłce zarobili bardzo duże pieniądze, jest to, żeby dbać o tych, którzy tych pieniędzy jeszcze nie zarobili. A uwierz mi, są tacy w reprezentacji Polski. Podzielenie tej premii dla mnie, dla Roberta i dla paru innych nie robiło żadnej różnicy w naszym życiu i naszym portfolio, że tak powiem. Byłoby o jeden samochód więcej. A dla niektórych to były dwuletnie zarobki, trzyletnie zarobki. I jakkolwiek by to nie było złe, a było złe, ja się czułem odpowiedzialny za tego młodego, któremu te pieniądze troszkę zmieniały życie" - podkreślił. Skandal - jak przypomnieli prowadzący podcastu WojewódzkiKędzierski - wybuchł wówczas, gdy grupa czołowych piłkarzy miała rzekomo przywłaszczyć sobie większość pieniędzy, zostawiając kuriozalnie niskie kwoty młodszym i mniej doświadczonym kolegom. Zdaniem Wojciecha Szczęsnego prawda wyglądała jednak zupełnie inaczej. "Według tego podziału więcej mieli dostać ci, którzy więcej grali. My podzieliliśmy dokładnie tak samo tą premię, jak dzielimy każdą premię, którą dostajemy za sukcesy. Więc było to sprawiedliwe. Potem się okazało, już powiem ci dokładnie, że najmniej wychodziło komuś tuż poniżej miliona złotych, jakieś dziewięćset tysięcy. (...) My mamy swój system nagradzania zawodników, który nam się od lat sprawdza i nikt nigdy nie narzekał. Jest premia i według tego algorytmu się nią dzieli. Potem jeśli trzeba komuś zaokrąglić w górę, to wiadomo, że żeby ładniej wyglądało, to troszkę zaokrągliliśmy" - wyjawił. Golkiper zdradził, że według wstępnych ustaleń, na jego konto trafić miało 2,5 miliona złotych. "Dla mnie zrezygnowanie z tej premii, to jest takie: "Aaa, nie potrzebuje tego". Ale powiedzenie chłopakowi 20-letniemu, nie mówię o kimś konkretnym, tylko o kimś, kto na przykład grał na tym turnieju, więc on mógł mieć podobną kwotę jak ta moja, czyli około dwóch milionów złotych, a zarabia 200-400 tys. rocznie i powiedzieć mu: "wiesz co, my z tego zrezygnujemy", ja tego nie miałem w sobie. I szczerze do dzisiaj bym tego nie miał w sobie" - podsumował. Robert Lewandowski w centrum skandalu. Wojciech Szczęsny przerywa milczenie